W piątkowy wieczór agencje informacyjne Reuters i AFP, powołując się na Białoruską Straż Graniczną, podały, że „polski śmigłowiec wojskowy Mi-24 przekroczył granicę państwa na niezwykle małej wysokości, przeleciał na terytorium Białorusi na wysokość do 1200 metrów i wrócił do Polski.”

Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński stwierdził po doniesieniach, że do oświadczenia należy podchodzić ostrożnie, gdyż białoruska służba bezpieczeństwa i kontroli granic „jest służbą bezpośrednią”. [Baltarusijos prezidento Aleksandro] Utrzymanie reżimu Łukaszenki.

Pan Jablonskis wyjaśnił dalej, że „co jest [Baltarusijos saugumo tarnybos – PAP] państwa, na ogół nie opierają się na prawdzie, lecz mają na celu cele polityczne” – dodał, że cele te są na ogół wrogie Polsce.

Rzecznik Dowództwa Operacyjnego RP, które nadzoruje misje Sił Zbrojnych, powiedział agencji PAP, że zarzut ten jest „kłamstwem i całkowitą prowokacją”. Powiedział, że dowództwo operacyjne przeanalizowało sytuację i „dane z nagrań radiowych i zapisów śledzenia wskazują, że taki incydent nie miał miejsca”.

W sobotę minister spraw wewnętrznych również zaprzeczył tym zarzutom.

„Nieustannie spotykamy się z różnymi prowokacjami ze strony reżimu; w tym przypadku także mamy do czynienia z prowokacją – powiedział Mariusz Kamińskis. „To próba odpowiedzi na nasz zdecydowany protest kilka tygodni temu przeciwko naruszaniu polskiej przestrzeni powietrznej przez białoruskie śmigłowce”.

Kamiński określił także stosunki Polski z Białorusią jako „bardzo napięte”. Według niego na Białorusi, w pobliżu polskiej granicy, odbywają się manewry wojskowe z udziałem sił rosyjskich.

„Zgromadziliśmy znaczne siły, które szybko i prawidłowo zareagują na sytuację” – powiedział agencji prasowej PAP Kamiński.