Głębokie rany potrzebują czasu, aby się zagoić

Zdjęcie „ZUMAPRESS” / „Scanpix”.

W ostatnim czasie bardziej aktywnie nasiliła się kwestia obecności Białorusinów na Litwie – raz tu poparci, „stali się” zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego naszego kraju ze strony byłych przeciwników reżimu dyktatora Łukaszenki. Migranci zapewniają, że nie sprawiają żadnych problemów, po prostu starają się znaleźć pracę i jak najszybciej zintegrować. Mimo to coraz częściej spotykają się z dziwnym podejściem do siebie, dostają też negatywne uwagi z ust różnych polityków.

Międzynarodowe Centrum Inicjatyw Obywatelskich „Mūsų Namai” (MN) zaapelowało w piątek do społeczności międzynarodowej o reakcję na obecną sytuację. Ponad 1700 Białorusinów uznano za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Litwy i zakazano im wjazdu do Unii Europejskiej na 5 lat. 910 z nich jest zagrożonych deportacją na Białoruś.

Kontynuacja przedstawiona przez MN koncentruje się głównie na prześladowaniach działaczy i dyskryminacji Białorusinów, którzy zgodnie z sumieniem odmawiają pełnienia służby wojskowej na Litwie. Precyzuje m.in.: w 2020 roku Białorusini przybyli na Litwę z wizami humanitarnymi ze względów bezpieczeństwa. Po inwazji Rosji na Ukrainę litewskie traktowanie białoruskich wygnańców zmieniło się z postrzegania ich jako przeciwników reżimu na zagrożenie dla bezpieczeństwa. Kiedyś wspierani Białorusini są teraz surowo oceniani.

„Trzy lata temu Litwa wspierała tych, którzy walczyli z reżimem białoruskim, a teraz postrzegają tych ludzi jako terrorystów” – mówi Anna Bilobrova, reżyserka ukraińskiego filmu „Mariupol-2” (jej narzeczony Mantas Kvedaravičius powiedział, że zginął na Ukrainie ).

Wspomniany ośrodek wylicza: w 2023 r. na początku 2020 r. protesty i wojna na Litwie schroniło się na Litwie około 48 804 Białorusinów; w lipcu mieszkało ich tu około 55 tys. W ciągu 6 miesięcy ponad 1165 Białorusinów zostało uznanych za „zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego”, często na podstawie wcześniejszej służby wojskowej lub uczęszczania do akademii kadetów, bez konkretnych zarzutów.

Sytuacja jest naprawdę dziwna: duża część Białorusinów sąsiadujących z krajem kierowanym przez dyktatora „backo” uciekła przed reżimem, zwłaszcza po pseudowyborach prezydenta. Dla wielu nie jest teraz jasne, według jakich kryteriów zaczynamy dzielić ich na dobrych i złych. Niebezpieczeństwo polega na tym, że ta kontrola jest dokonywana wyłącznie przez pracowników ochrony, którzy ukrywają swoje działania przed opinią publiczną, tak aby opinia publiczna nie miała możliwości kontrolowania ich decyzji. To jest ryzyko, bo wokół nas są przykłady tego, jak hasła bezpieczeństwa narodowego mogą ograniczać wolności demokratyczne.

Chcielibyśmy, aby Litwa była państwem przejrzystym, chroniącym wolności obywateli, a ten święty cel nie może być pozostawiony wyłącznie woli służb specjalnych. Chcielibyśmy wiedzieć, jakie mechanizmy działają na Litwie, które pozwalają obywatelom czuć się bezpiecznie i które chronią przed ewentualnymi pokusami „siłowików” do angażowania się w pozbawionych skrupułów polityków: nie zawsze udaje nam się wypatrzyć takie wilki w przebraniu jak owce w hałasie wyborów.

W społeczeństwie panuje duża zazdrość wobec Białorusinów, którzy mają pozwolenie i mieszkają na Litwie od dekady lub dłużej, w tym tych, którzy służyli w wojsku. Nieodpowiedzialne jest udawanie, że same w sobie stanowią zagrożenie. A co w takim razie robili ochroniarze przez te wszystkie lata – palili w rogach swojego nowo wybudowanego „pięciokąta”?

Czy Białorusini nagle się „nawrócili” i zaczęli grozić Litwie? A przecież mówią, że powinno być na odwrót: uchodźcy mają państwo opiekuńcze, poszanowanie praw człowieka, instytucje demokratyczne, wolność słowa, swobodę przemieszczania się itp. powinno jedynie wzmacniać lojalność przybyszów wobec kraju przyjmującego, a nie czynić z nich wrogów.

Co się stało, że po zaproszeniu Białorusinów i zakwaterowaniu ich na Litwie nagle zdaliśmy sobie sprawę, że wpuściliśmy „złych” i wysłaliśmy ich z powrotem w paszczę koluckiego dyktatora? Coś tu nie gra – sytuacja wymaga szerszej dyskusji ze społeczeństwem, które z założonymi rękami i białoruskimi gadżetami wolnościowymi stało na białoruskiej „drodze wolności”, wspierając przeciwników reżimu Łukaszenki.

A może zaczynamy się trochę zbliżać do wojny Rosji z Ukrainą i zaczynamy widzieć ducha epoki zimnej wojny na każdym kroku, kiedy najpopularniejszym hasłem polityków było „wróg jest w drodze” ? I tu znowu pojawia się pytanie do tych samych funkcjonariuszy straży granicznej, strażników państwowych i decydentów politycznych: co robiliście wcześniej, żeby wpuścić tak wielu Białorusinów, którzy dzisiaj stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego ze strony Litwy? Czy jedynym sposobem ochrony przed zagrożeniami w nowoczesnym państwie nie jest otoczenie się płotem i wypędzenie wszystkich obywateli innych krajów poza nie, pilne zamykanie wszystkich drzwi i przekształcenie Litwy w składowisko pokrytych ulicznymi gałęziami, które byłyby chronione przed wrogami przez plakaty z epoki hippisów wiszące na wszystkich budynkach „Nie wojny, kochaj się”.

Według VŽ już z powodzeniem zmierzamy w tym kierunku. „Nie zanotowano żadnych incydentów” na zamkniętych przed kilkoma dniami przejściach granicznych w Szumsku i Twercii – poinformował jeden z szefów Państwowej Straży Granicznej, zapominając, że takie zjawiska zwykle występują na otwartej przestrzeni. Jakby tego było mało, po zamknięciu dwóch przejść granicznych już mówi się o zamknięciu wszystkich granic z Białorusią. A nawet planujemy pojechać do Warszawy – koordynować działania.

Na ile odpowiada to polskim kierownictwu przygotowującym się do wyborów i dążącym do mobilizacji wyborców „wokół flagi”, a na ile interesom Litwy pozostaje pytanie – niestety nie ma publicznych dyskusji. Czyżby interesy polskich i litewskich polityków były w tej sprawie zbieżne, wszak na Litwie pojawiły się już pierwsze oznaki wyborów prezydenckich i przyszłorocznego Sejmu.

Politycy umiejętnie wykorzystują ogólne poczucie niepewności wywołane wojną Kremla z Ukrainą, a niewielka grupa decydentów po mistrzowsku wyobraża sobie coraz bardziej radykalne rozwiązania, nie zadając sobie trudu przedyskutowania ich z żyjącym zmartwieniami społeczeństwem obywatelskim.

Często słyszane słowa „bezpieczeństwo narodowe” odbierają obietnicę bezzębnej opozycji, która, jeśli potrafi mówić, zajmuje się tylko sprawami na poziomie małych wiosek, ponieważ nie wymagają one szerokich horyzontów i inteligencji, a są dobrze komunikowane w litewskich mediach, które od dawna nie szukały szerszego kontekstu.

Zamiast tego ochroniarze, zamiast pracować, mogą po prostu dalej palić w spokoju i czekać na kolejną wypłatę – w końcu bakterie nie rozmnażają się w sterylnym środowisku. I nieważne, że historia Białorusinów żyjących na Litwie, przypominająca epokę makkartyzmu w Stanach Zjednoczonych, prawdopodobnie pozostawi bardzo głęboką ranę, która może nie zagoić się długo nawet po epoce kołchozów w sąsiednim kraju. .

ARTYKUŁ REDAKCYJNY (redakcyjny) – esej odzwierciedlający opinie redakcji, pisany w jej imieniu, często bez określenia konkretnego autora, często odnoszący się do określonych wydarzeń, faktów, trendów. Charakteryzuje się niewielką objętością, często jednakową dla wszystkich artykułów redakcyjnych publikacji, zwięzłym przedstawieniem myśli, tezową argumentacją i elementami retoryki dziennikarskiej. Zwyczajem jest przedstawianie wniosków, podsumowań, które odzwierciedlają postanowienia redakcji. / Encyklopedia dziennikarstwa /

Wybierz firmy i tematy, które Cię interesują – poinformujemy Cię w osobistym biuletynie, gdy tylko zostaną wymienione w „Verslo žinia”, „Sodra”, „Registrų centura” itp. w źródłach.

Brinley Hamptone

„Myśliciel. Miłośnik piwa. Miłośnik telewizji. Zombie geek. Żywności ninja. Nieprzejednany gracz. Analityk.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *