Cztery lata przyjaźni poprowadzą do Paryża – Respublika.lt

Vilnietė już nie raz przepisywało historię litewskiego ujeżdżenia. Jako pierwsza reprezentowała kraj na Mistrzostwach Świata i Europy, jako pierwsza wzięła udział w prestiżowych zawodach finałowych Pucharu Świata, które odbyły się w kwietniu tego roku w Omaha (USA). Litwin w „Grand Prix” tych zawodów zajął 12. miejsce. J. Vanagaitė ma już zapewniony bilet na przyszłoroczny finał Pucharu Świata, który odbędzie się w Arabii Saudyjskiej.

Jojikė ponownie stanie się pierwszą na Litwie, jeśli weźmie udział w Igrzyskach Paryskich. J. Vanagaitė nie ma prawie żadnych wątpliwości co do swojej kadencji. W Paryżu będzie obecnych dwóch kolarzy z regionu Europy Środkowej (European C League), a Justina jest na czele rankingu, zostawiając konkurentki daleko w tyle. Powinna oficjalnie przyjąć do wiadomości otrzymany 31 grudnia paszport olimpijski.

Do tej pory tylko jeden litewski kolarz wziął udział w igrzyskach olimpijskich, ale stało się to w czasach sowieckich, w 1988 roku. Raimundas Udrakis brał udział w zawodach skoków przez przeszkody w Seulu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, J. Vanagaitė będzie pierwszą reprezentantką jeździectwa z niepodległej Litwy, która zostanie delegatem na Igrzyska.

– Kiedy i jak konie pojawiły się w Twoim życiu? – zapytaliśmy Justinę VANAGAITĖ.

– Wszystko zaczęło się bardzo ciekawie, ojczym zaprosił mamę na pierwszą randkę do stajni, gdy miałem 13 lat. Stało się to w 2003 roku. Ja również uczestniczyłem w tym spotkaniu. Okazało się więc, że po wyjściu do stajni praktycznie jej nie opuściłem. Bardzo się uzależniłem. W pierwszym roku jeździłem tylko w weekendy, w drugim roku jeździłem codziennie. Moja stajnia (klub sportowy „Mustang”) była 35 km od Wilna, musiałam jechać autobusem lub próbować negocjować z ludźmi, którzy jeździli tam na jazdę konną. Bo powiedziano mi, że nikt mnie nie będzie woził i że mam zorganizować własną stajnię, a poza tym ustalono, że muszę się dobrze uczyć, mieć średnią co najmniej 8 punktów.

Od początku trenuję pod okiem Svetlany Snarren, jest ona moją pierwszą i jedyną trenerką. Może na trzecim roku jazdy wciągnęła mnie rywalizacja. Pierwszy sezon nie był spektakularny, ale zwycięstwa rozpoczęły się w drugim. Zostałem wtedy mistrzem litewskich dzieci – młodzieży, młodzieży, młodzieży. Kiedy miałem 18 lat, moi rodzice kupili mi pierwszego konia.

Kiedy byłam w drugiej klasie, rodzice powiedzieli: jeśli chcesz zatrzymać konia, musisz to zrobić sam, bo jego utrzymanie jest drogie. Myślałem o tym, jak zarobić, a moja przyjaciółka zaproponowała, że ​​zastąpi ją na stanowisku trenera koni. Zacząłem trenować dwa dni w tygodniu, treningi bardzo mi się podobały. Wszystko poszło tak dobrze, że sam kupiłem już drugiego konia. Dziesięć lat temu pojawiła się możliwość wynajęcia stadniny w Buivydiškės i skorzystałam z niej. Kiedy kupowałem firmę i wynajmowałem lokal, mało uprawiałem sport, bo nie miałem ani czasu, ani energii, ani pieniędzy na ćwiczenia. Potem kupiłem konia, dzięki któremu sam zacząłem interesować się sportem, ponownie zaczęliśmy trenować pod okiem mojego trenera. A potem kupiłem mojego obecnego konia, Kebaba.

– Dlaczego wybrałeś jazdę konną?

– Powiem szczerze: mimo że próbowałem zarówno triathlonu, jak i skoków przez przeszkody, nie mam do tego „jaj”. To niebezpieczne, przynajmniej w moich oczach. Umiałem skakać z małych wysokości, ale jeśli mówimy o poważnym sporcie, to po prostu zabrakło mi odwagi. Zawsze było to związane z jazdą konną, bo moja trenerka Swietłana była mistrzynią ZSRR w ujeżdżeniu. Jako nastolatka próbowałam skakać, startować w triatlonie, ale się przestraszyłam, musiałam to „związać”.

– Jaki sukces na zawodach międzynarodowych jest Twoim zdaniem najważniejszy, najdroższy Twojemu sercu?

– Byłem pierwszym z niepodległej Litwy, który wygrał zawody Grand Prix, ważne było też, aby zostać pierwszym Litwinem, który wystartował w Mistrzostwach Europy i Świata. Przytoczyłbym jednak zapewne finały Pucharu Świata, bo są trudne do zorganizowania. Aby wziąć udział w Mistrzostwach Europy lub Świata, wystarczy zebrać określone punkty. A ponieważ tylko 18 duetów z całego świata awansowało do finału pucharu, wybór jest bardzo trudny. Region środkowoeuropejski może się tam udać.

W tym roku startowałem w finale Pucharu Świata w Omaha (USA). Mam już zapewnione miejsce w przyszłorocznym finale, bo kwalifikacje są już na półmetku, wygrałem pierwsze cztery rundy i wiem, że polecę do Arabii Saudyjskiej. W tym roku może nie sprawiło mi to tyle radości, co przyjazd do Omaha, kiedy skakałem z radości.

Oczywiście, kwalifikacje olimpijskie są ważne. W ostatni weekend odbyły się kolejne zawody, w których brali udział moi zawodnicy i oczywiście ich śledziłem. Konkurenci nie mają szans mnie wyprzedzić. Zostały jeszcze dwa miesiące, ale cudem byłoby, gdyby przynajmniej jeden z nich mnie ominął. Nawet jeśli tak się stanie, dla regionu zarezerwowane są dwa mandaty. Można powiedzieć, że mam już paszport. Pracowałem tam bardzo regularnie przez cały sezon. Brałem udział w wielu poważnych konkursach. Nie tylko te, które odbywają się w pobliżu Litwy, w Polsce, na Łotwie czy w Estonii, choć też tam byłem. Kiedy jednak myślę o igrzyskach olimpijskich, wybieram te najważniejsze zawody, które dają najwięcej punktów.

– Wydaje się, że teraz najważniejsze jest utrzymanie zdrowia zarówno dla siebie, jak i konia. Czy podczas uprawiania Twojego sportu istnieje duże ryzyko, że koń zachoruje?

– Tak, to jest najważniejsze. Ryzyko jest duże, ale jem Kebab już od czterech lat i przez ten czas trenuję bez przerwy. Oczywiście kontuzje nadal mogą się zdarzyć, jednak koń jest cały czas pod opieką lekarzy weterynarii, opieka zdrowotna jest bardzo skrupulatna. Tfu, tfu, tfu, cztery lata bez kontuzji. A ja nie przeżyję zbyt wiele ze względu na moje zdrowie. W razie czego, pogodzę się z tym.

– Czy kiedy poznałeś Nababa, od razu się z nim zaprzyjaźniłeś, czy zrozumiałeś, że będzie twoim stałym partnerem?

– O nie, kiedy go poznałam, ciekawych rzeczy nie brakowało. Powaliłem jedną z moich uczennic, a on rzucił ją na ziemię tak mocno, że prawie połamała jej kości.

Na naszych pierwszych zawodach też było bardzo źle, on się wszystkiego bał, nie mogłam nawet podejść do ściany, żadnego elementu nie zaprezentowałam dobrze. Przyszedł jeden z sędziów i powiedział: Sprzedaj tego konia, nie będzie koniem sportowym, bo jest zbyt bojaźliwy. Odpowiedziałem: zobaczysz, stanie się, czuję, że to dobry koń, potrzebuje tylko czasu i doświadczenia. Kiedy kilka lat później spotkałam się z tą sędzią ponownie na konkursie na Łotwie, przyznała, że ​​się myliła.

Ale początki nie były łatwe, zajęło nam może sześć miesięcy, zanim się poznaliśmy, zaczęliśmy sobie ufać. To jest koń, który znam najlepiej w jego oskórowanej postaci. Oczywiście jest żywą istotą i to w stu procentach. Nie mogę za niego ręczyć, ale czuję go, widzę w jego oczach, co się wydarzy. Ufam mu całkowicie. Na pierwszych zawodach bał się rzucić na ścianę, a teraz nawet nie wiem, co musiało się stać, że się bał. Może dach powinien się zawalić. Naprawdę stabilny psychicznie i odważny koń.

– W twoim sporcie podróżuje nie tylko człowiek, ale także koń. Jak podróżujecie razem?

– W każdym razie dla mnie to przede wszystkim koń. Na przykład musiałem jechać do Niemiec, było bardzo gorąco, więc jechałem w nocy. Wyjeżdżasz wieczorem, kiedy nie jest zbyt gorąco, jedziesz całą noc i ustalasz godzinę zatrzymania. Planuję zatrzymać się w połowie. Powiedzmy, że jeśli jadę do Niemiec, Danii czy Holandii, to zatrzymuję się w Poznaniu, gdzie znajduje się główny lekarz weterynarii Kebab. Zatrzymujemy się w klinice, choć w trakcie spaceru na koniu nie można przeprowadzać żadnych interwencji. Po nich albo nie można jeździć przez kilka dni, albo jeśli procedury są poważniejsze, mogą wskazywać na doping. A w drodze powrotnej do Poznania przeprowadzona już kontrola weterynaryjna.

Zawsze prowadzę sam. Kupiłem „włos” mieszczący dwa konie. W przypadku większej liczby koni dołączam przyczepę. Teoretycznie mogę przewieźć cztery konie. Jednak najczęściej wychodzę z dwoma, trzema końmi, rzadko noszę cztery, bo muszę też zabrać ze sobą skrzynię inwentarzową, która zastępuje konia. Dużym plusem jest to, że nad fotelem kierowcy znajduje się łóżko i można spać. Na przykład o trzeciej, czwartej rano zaczynam się układać, potem muszę spać przynajmniej 15 minut. W każdym razie nie jest powszechne, aby jeździec pokonywał tak duże odległości i jeździł sam. Jeśli nie jadę sam, zabieram ze sobą studenta, który nie ma prawa jazdy. znowu. Muszę jechać całą drogę.

– Mówiłeś tutaj o Europie, jak podróżowałeś do Omaha i czy zamierzasz pojechać do Arabii Saudyjskiej?

– Lecieliśmy dwa razy. Trzeba jechać do Belgii, gdzie jest coś w rodzaju hotelu dla koni i lotnisko. Tam konie zabiera się na samoloty i lata. Należy przybyć na lotnisko pięć godzin przed lotem. Konie latają w boksach parami, sam jeździec nie może latać, ale leci z nimi cała ekipa asystentów i lekarz weterynarii. Dodatkowo musieliśmy być gotowi przed lotem do Omaha, aby ktoś odebrał konie z lotniska. A kiedy polecieliśmy do Kataru, organizatorzy o to zadbali.

Konie latają w specjalnie przystosowanych samolotach, dlatego cała branża rozwinęła się specjalnie z myślą o podróżach konnych.

– Jeśli nie będzie żadnych przykrych niespodzianek i zaczniesz w Paryżu, to czy marzenie samo się spełni, czy też myślisz już o miejscu, które chciałbyś zająć na igrzyskach olimpijskich?

– Rywalizując z najlepszymi, musimy liczyć się z tym, że nasz sport jest subiektywny. Podobnie jak łyżwiarstwo figurowe. Nie marzę o zajmowaniu bardzo wysokiej pozycji, bo wiem, z kim będę rywalizować i jak ci ludzie będą oceniani. Mogą popełnić kilka błędów, ale znikną wśród pozostałych procentów. Jest czynnik rozgłosu. Kiedy nie jesteś nikomu nieznany, możesz wyglądać jak chcesz, ale i tak nie będziesz mieć najlepszych ocen. Ale stopniowo zostajesz zauważony przez sędziów, oni cię pamiętają, a procenty rosną nie tylko dlatego, że ty i twój koń zrobiliście postępy, ale także dzięki rozgłosowi.

Tak naprawdę rywalizacja z najsłynniejszymi biegaczami jest bardzo trudna, jeśli nie praktycznie niemożliwa. Top 10, a może 15 zawodników się nie zmienia, po prostu zmieniają się między sobą. Dla mnie bardzo dobrym wynikiem byłoby dotarcie do drugiego dnia zawodów. Zawiera 30 duetów. A w sumie w igrzyskach olimpijskich weźmie udział 60 duetów, więc trzeba będzie pokonać połowę zawodników.

Nie zgadzam się – porozmawiajmy o tym!
Żadnych obraźliwych komentarzy, ale komentarze zawierające wulgaryzmy będą automatycznie usuwane bez przeprosin.

Respublika.lt zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy niewykształconych, niegrzecznych, nie na temat, podpisanych w imieniu innej osoby, naruszających prawo, promujących spam lub nawołujących do przestępstwa. Jeżeli nawołujesz do przemocy, nienawiści rasowej, narodowościowej, religijnej lub innej, Twoje słowa po odlocie niczym wróbel mogą zamienić się w ważącego tonę byka – Twoje dane przekażemy na żądanie służb specjalnych Litwy.

Dena Huxleye

„Ekstremalny gracz. Popkulturowy ninja. Nie mogę pisać w rękawicach bokserskich. Bacon maven. Namiętny badacz sieci. Nieprzepraszający introwertyk.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *