We wrześniu międzynarodowa konferencja branży muzycznej „Whats Next in Music” miała gościa specjalnego. Urodzony i wychowany w Kanadzie, Elliott Lefko jest wiceprezesem AEG/Goldenvoice Concerts, znanej firmy muzycznej z siedzibą w Los Angeles.
W swojej karierze zawodowej organizował trasy koncertowe dla wielu bogów sceny muzycznej, współpracując z Nirvaną, Leonardem Cohenem, Father Johnem Misty, Courtney Barnett, Sparks i wieloma innymi. Obecnie zarządza trasami koncertowymi po Ameryce Północnej zespołów Nick Cave And The Bad Seeds, Kraftwerk, Sigur Ros i MGMT. Podczas wizyty na Litwie E. Lefko chętnie zgodził się opowiedzieć swoją historię sukcesu – jak z miłośnika muzyki, który o muzyce pisze, stał się wpływowym przedstawicielem branży muzycznej.
– Masz 40 lat doświadczenia, obecnie jesteś wiceprezesem AEG/Goldenvoice Concerts w Los Angeles. Jak to się wszystko zaczeło ? Jak zaczęła się Twoja pasja do muzyki?
– Urodziłem się w Toronto, ale moi dziadkowie są z Polski. Aby ratować życie, musieli opuścić Polskę i przybyli do Toronto w Kanadzie. Dziadkowie byli skromnymi ludźmi. Ciężko pracowali, kochali książki i sztukę, przestrzegali szabatu i zwyczajów religii żydowskiej. Moi rodzice wychowali się w powojennej kulturze, na przedmieściach.
Pamiętam, jak siedzieliśmy z przyjacielem w salonie jego rodziców, gdy byliśmy nastolatkami. Nie słuchając rodziców, otwieraliśmy barek i piliśmy wiśniową brandy, leżeliśmy na podłodze słuchając Santany czy Pink Floyd i po prostu zanurzaliśmy się w muzyce.
Zdjęcie organizatorów.
Kiedy byłem młody, chodziłem do Riverboat, małego klubu z muzyką akustyczną, który był centrum posthippisowskiej sceny w Toronto i obserwowałem artystów takich jak wielki artysta folkowy Phil Ochs. Któregoś razu wrócił na scenę na drugą połowę występu w źle dopasowanym złotym garniturze i wykonał stare covery Buddy’ego Holly’ego i Elvisa Presleya. Natychmiastowość tego przedstawienia zszokowała mój młody umysł.
Później, gdy miałem osiemnaście lat, widziałem Boba Dylana i jego zespół oraz Neila Younga występujących na arenach i stadionach hokejowych. Któregoś wieczoru dziewczyna zaprosiła mnie na papierosa i posłuchaliśmy pierwszej płyty Johna Prine’a i pierwszej płyty The Eagles. Miałem szesnaście lat, kiedy zdałem sobie sprawę, że muzyka będzie moim życiem. Kilkadziesiąt lat później zacząłem intensywnie współpracować z panem Prine’em i powiedziałem mu, jak duży wpływ miał na moje życie.
– Zaczynałeś jako dziennikarz muzyczny. Jak przeszłaś od pisania o muzyce do organizowania koncertów i tras muzycznych?
– Pamiętam, że byłem młodym dziennikarzem rockowym szukającym historii… Czytałem recenzję pierwszej płyty Toma Waitsa, w której porównano go do Jacka Kerouaca. Dla mnie „On The Road” Kerouaca było jak Biblia, więc w samotny, ponury wieczór w tygodniu poszedłem posłuchać Waitsa otwierającego występ zespołu country w El Mocambo w Toronto. Potem siedziałem z nim w szatni. Koncert był okropny i nikt nie wiedział, kim on jest. Pan Waits siedział i palił, patrzył w ziemię i zastanawiał się, co on tam robi. Powiedział, że pan Kerouac zmarł samotnie i był alkoholikiem. Uważał także, że wersja jego piosenki „Ol’55” w wykonaniu Eagles była oczywista…
Naprawdę podobało mi się pisanie. Wieczorem, gdy rodzice spali, stukałem w klawisze maszyny do pisania i wyruszałem w fantastyczną podróż. Słowa płynęły same. Kiedy go pisałem, zarabiałem 100 dolarów za artykuł, mimo że jego napisanie wymagało dużo pracy. Któregoś dnia przyjaciel przedstawił mnie rockowemu poecie Jimowi Carrollowi. Zadzwoniłem do niego i zapytałem, czy nie chciałby dać koncertu w lokalnej szkole artystycznej. Bilety na koncert zostały wyprzedane, wygrałem ponad 100 dolarów i teraz zostałem promotorem koncertów artystów rockowych.
Zdjęcie organizatorów.
Prezentowałem i promowałem wszelkiego rodzaju muzykę – Death metal z Deicide, blues z Johnem Lee Hookerem i Ettą James, soul z Erykah Badu i Guru Jazzmatazz, rock alternatywny z Oasis, Blur i Nirvana, rap z Wu Tang i Schooly D. Mieszkałem i organizowałem koncerty w Toronto. W 2004 roku miałem okazję przeprowadzić się do Los Angeles i pracować dla niesamowitej firmy koncertowej Goldenvoice. Promują festiwal Coachella i są częścią globalnej firmy znanej jako AEG. Któregoś dnia szedłem korytarzem w pracy i facet powiedział do mnie: „Jesteś Kanadyjczykiem, czy wiesz, kim jest Leonard Cohen?” Dostał telefon od Leonarda, ponieważ Cohen chciał po długim czasie wrócić w trasę. Zaangażowałem się w organizację wycieczki. Leonard był dla mnie jak Bóg: czytałem jego książki i słuchałem jego albumów. Jego menadżer wyjaśnił, że Leonard chciał wyruszyć w trasę koncertową, ale potrzebowali pomocy. Pomogłem w uzyskaniu wizy dla hiszpańskiego muzyka grającego na oudzie (oud to strunowy instrument muzyczny podobny do gitary, powszechny w krajach arabskich, Azji Środkowej i na Bałkanach). Znalazłem menadżera trasy, przeprowadziłem przesłuchania wokalistów rezerwowych, załatwiłem inżyniera dźwięku, a nawet pomogłem zdobyć kostiumy i kapelusze dla zespołu Leonarda. Jednak dużym wyzwaniem była organizacja trasy: wybór odpowiednich miast i przestrzeni koncertowych, ceny biletów, ustalenie budżetu, zbudowanie zespołu marketingowego i logistycznego, aby występy od początku do końca zakończyły się sukcesem. Skończyło się na tym, że przez siedem lat grałem na wszystkich jego przedstawieniach w Ameryce Północnej, od małych teatrów po wyprzedane sale. Łącznie odbyło się ponad 130 koncertów.
Potem dowiedziałem się, jak zostać touroperatorem. Nie chciałem rezerwować zespołu na tylko jeden koncert w Los Angeles czy Toronto. Chciałem zaangażować się w planowanie wystaw i być częścią zespołu organizacyjnego wraz z menadżerami, aby artysta wiedział, kim jestem. Któregoś dnia na Coachelli menadżer AEG Randy Phillips przedstawił mnie menadżerom Nicka Cave’a. Chcieli przenieść N. Cave na wyższy poziom, podobało im się to, co robiłem podczas wycieczek Leonardo. Miałem już umiejętności, aby zaplanować trasę po Ameryce Północnej. W przypadku Nicka zastosowałem tę samą filozofię, co w przypadku Leonarda: duże miasta z ładnymi teatrami i droższymi biletami, aby artysta mógł mieć spektakl swoich marzeń i jednocześnie zarabiać pieniądze. Współpracuję z Nickiem już od dziesięciu lat, a także mam długoterminowe relacje z Sigur Ros, Kraftwerk, MGMT i Tool. Koncertowałem z księdzem Johnem Misty, Courtney Barnett i Sparks.
Zdjęcie organizatorów.
– Jak wybierasz artystów, z którymi będziesz pracować?
– Wybieram współpracę z artystami, którzy mnie inspirują. Słucham ich muzyki lub zakochuję się w nich jako osobowościach, potem próbuję poznać ich przedstawicieli, próbuję nawiązać kontakt. Może to zająć lata ciężkiej pracy i nie zawsze się to udaje, ale pamiętam, że jako młody człowiek piłem wiśniową brandy podczas słuchania Pink Floyd i pozwoliłem, aby moja pasja do muzyki poprowadziła mnie do kolejnej przygody.
– Kto jest dobrym organizatorem koncertów?
– Dobry organizator angażuje się i dba o każdy etap wydarzenia, tak aby pokaz był szeroko i atrakcyjnie zaprezentowany. Aby wszyscy wiedzieli, że coś się dzieje i sprzedali wiele biletów na raz. Trzeba też zadbać o wszystkie szczegóły, aby przygotowania do pokazu przebiegły sprawnie.
Znajdź dobrych ludzi, którzy będą Cię reprezentować, okazuj im troskę i entuzjazm. Ważny jest także wybór odpowiedniego miasta, które będzie gościnne dla wykonawcy. Znajdź salę koncertową o odpowiedniej wielkości i sprzedaj bilety. Ustal dokładny budżet z odpowiednimi cenami biletów i spróbuj przewidzieć, jak wszystko się potoczy, zachowując zimną krew. Nie poddawaj się fałszywemu optymizmowi. Miejmy nadzieję, że po zakończeniu występów osiągniesz prawdziwe cele i wszyscy wygrają.
– Współpracowałeś z wieloma ulubionymi przez wszystkich zespołami i muzykami – najpierw z Nirvaną, Nine Inch Nails, Pearl Jam, potem z L. Cohenem, teraz z Nickiem Cave’em i The Bad Seeds oraz wieloma innymi znanymi artystami. To ogromne wyróżnienie dla każdego organizatora. Jakie jest Twoje największe osiągnięcie?
– Najbardziej zapadł mi w pamięć pierwszy koncert L. Cohena w Beacon Theatre w Nowym Jorku. Jeździłem do Nowego Jorku na wiele lat, najpierw jako dziecko, z rodzicami, aby odwiedzić krewnych i zobaczyć drużynę New York Yankees, a także odwiedzić Radio City Music Hall. Później byłem początkującym promotorem, próbującym zwrócić na siebie uwagę takich zespołów jak Sonic Youth i The Measurements.
Pamiętam moment, kiedy siedzę w kostiumie z kolegami na wyprzedanym koncercie, a Leonard zaczyna grać „Partyzanta” o bojowniku o wolność, który stracił żonę i dzieci, ale wie, że „musi kontynuować”. Zaczyna śpiewać tę rolę po francusku i pamiętam, że gdy dorastałem, usłyszałem te słowa i wszystko wróciło jak piękny sen. Było tak gorąco, że…
– Często jesteśmy zadowoleni z osiągnięć, ale milczymy o trudnościach. Czy ich spotkałeś?
– Jest mi ciężko, gdy ludzie próbują ograniczać moją kreatywność i niepotrzebnie się złoszczą. To przygnębiające i stresujące. Nie wszyscy będą Cię lubić i nie wszyscy będą Cię lubić. Bierzesz to do siebie, rozmyślasz, martwisz się, wątpisz w siebie i nie śpisz w nocy. Ale musisz pamiętać, że jutro może być lepszy dzień i wszystkie negatywne emocje w końcu znikną. Spróbuj ograniczyć swoje relacje z ludźmi, którzy ciągną Cię w dół i nie wspierają.
Zdjęcie organizatorów.
– Jakiej rady udzieliłbyś grupom młodzieżowym? Jak zaistnieć na rynku muzycznym? Jak zarządzać stresem?
– Grup jest dużo i trudno wyróżnić się z hałasu, ale trzeba być wytrwałym, starać się robić niezbędne przerwy. Bądź największą grupą w najmniejszym kręgu. Obudź się, od razu wyznaczaj sobie cele i każdego dnia staraj się realizować nawet najmniejsze z nich. Kiedy już dotrzesz do celu, skreśl go z głównej listy i następnego dnia celuj w nową.
Najtrudniejszą częścią jest radzenie sobie ze stresem. Każdy jest uzależniony od swojego telefonu i bardzo łatwo jest niepotrzebnie tracić czas. Czasami trzeba wyłączyć telefon, poczytać książki, posłuchać płyt winylowych, wyjść z psem, zjeść kolację z ukochaną osobą, odwiedzić mamę i nie jeść nic po 20:00 (uśmiech).
– Jak udało Ci się przekonać siebie do przyjścia na „Whats Next in Music”? Czego się spodziewałeś, kiedy przyjechałeś?
– Lubię jeździć do miejsc, w których nigdy nie byłem, poznać kulturę jako turysta i zanurzyć się w niej. Mariję (Astromskaite – przyp. red.) poznałem na festiwalu „Primavera” w Barcelonie. Przedstawiła się po dyskusji, w której uczestniczyłem. Powiedział, że pracuje w branży muzycznej na Litwie. Poszliśmy coś zjeść, potem zapytaliśmy kilka dużych zespołów, po czym wspomniała o festiwalu muzycznym i konferencji na Litwie pod nazwą „Whats Next in Music” i zapytała, czy chciałbym wziąć w nim udział. Nie wiedziałem zbyt wiele o Waszym kraju i regionie bałtyckim, ale chciałem zobaczyć Wilno, usłyszeć i dowiedzieć się więcej o zespołach. Jedyne, co mogę zrobić, to zachować otwarty umysł i starać się zwracać uwagę na wielu artystów, których zobaczę. Fajnie jest poznawać nowych lub wschodzących artystów i mam nadzieję, że cię zaskoczą. Zawsze na to czekam.
Zdjęcie organizatorów.
„Ewangelista kulinarny. Miłośnik podróży. Namiętny gracz. Certyfikowany pisarz. Fan popkultury”.