Powrót może być bolesny. W ten sposób po raz kolejny w tym tygodniu prezydent G. Nausėda próbował opanować berło głównego pioruna w kraju.
Głowa kraju potępiła wypowiedź byłego marszałka Sejmu, obecnego lidera branży rozrywkowej A. Valinskasa, według której przedstawiciele Związku Litewsko-Polskich Rodzin Chrześcijańskich na rzecz kampanii wyborczej (LLRA-KŠS) należy ubić.
Oburzony prorosyjskim charakterem LLRA-KŠS i jej poparciem dla białoruskiego reżimu A. Valinskas powiedział portalowi delfi.lt, że przynajmniej raz w roku należy ich rozstrzeliwać, zaczynając od W. Tomaszewskiego. Prokuratura wszczęła wstępne śledztwo w sprawie podżegania do nienawiści, nie czekając na apelację LLRA-KŠS, co spotkało się z powszechnym potępieniem A. Valinskasa.
Niepokoje panowały także w Warszawie: zaniepokoiło się kierownictwo parlamentu, protestowała także polska ambasada w Wilnie.
Potępiając A. Valinskasa, premier S. Skvernelis przeprosił także swoich strategicznych partnerów, a G. Nausėda wpadł w prawdziwą burzę świętego gniewu – nawoływał do odparcia tych, którzy stracili wszelki umiar, przyzwoitość i człowieczeństwo.
Prezydent obawiał się, że taka kultura zastraszenia może zatruć Litwę do tego stopnia, że groźby konfrontacji wkrótce staną się tu normą.
Można by się zastanawiać, czy reakcja, która osiągnęła tak wysoki poziom i tak apokaliptyczny ton, jest warta przypisywania tak dużej wagi obraźliwym wypowiedziom osoby, która dawno temu odeszła z polityki w imię lajków na portalach społecznościowych.
Z drugiej strony byli urzędnicy wysokiego szczebla, jak A. Valinskas, którzy pozostają wpływowymi postaciami w przestrzeni publicznej, nie powinni oczywiście sięgać po taki leksykon.
W tym przypadku można przypuszczać, że burzliwa reakcja G. Nausėdy była spowodowana nie tylko szczerym oburzeniem, ale także osobistą niechęcią do A. Valinskasa. Bo ten ostatni nigdy nie krył swojego negatywnego stosunku do prezydenta i wyrażał go publicznie w następujący sposób: „Dziesięć lat mieliśmy Boba z jajkami, teraz będziemy mieli człowieka bez nich”.
W tym tygodniu G. Nausėda kopnęła także obecnych przywódców, którzy rzekomo za bardzo odpuścili i nie zrobili wystarczająco dużo, gdy kraj zalała druga fala pandemii wirusa.
Tak głowa kraju zareagowała zarówno na rekordową liczbę nowych zakażeń, jak i na krytykę części świata medycznego pod adresem Rządu, a także samego siebie, który nie obejmuje przywództwa.
Była prezydent D. Grybauskaitė również obwiniała ustępujący rząd za pandemię. Jej zdaniem decyzje niezbędne do powstrzymania wirusa powinny zostać podjęte znacznie wcześniej.
Ale S. Skvernelis, który nigdy nie szczędził ostrych słów pod adresem byłego i obecnego szefa państwa, tym razem odpowiedział jeszcze swobodniej niż zwykle.
Nie można wykluczyć, że na Premiera wpłynęły wyniki pierwszej tury wyborów do Sejmu, które nie przypadły szczególnie do gustu partii rządzącej i jej sojusznikom, a także możliwość znalezienia się w mniej politycznie mniej politycznym opozycja restrykcyjna.
„Bego menedżera nawet nie będę oceniał. Jego stanowisko zawsze polegało na tym, żeby obserwować zjawiska zza krzaków, czy z kampanii, a dopiero potem komentować” – powiedział byłemu prezydentowi S. Skvernelis.
W zasadzie premier zarzucał G. Nausėdasowi podobne kłamstwa i puste słowa w obliczu sytuacji, przypominając, że samemu prezydentowi niejednokrotnie proponowano wykazanie się przywództwem, ten jednak zawsze odmawiał, pozostawiając ciężar i odpowiedzialność spoczywa wyłącznie na rządzie.
Nie jest jasne, czy stało się to właśnie z powodu tak ostrej odmowy, ale G. Nausėda szybko zmienił tablicę.
Po tym, jak w środę władze zdecydowały się na wprowadzenie kwarantanny w 12 kolejnych gminach, ograniczenie godzin otwarcia barów i restauracji do północy, nałożenie na nie obowiązku rejestrowania gości i zapewnienie uczniom przez tydzień zdalnej nauki, prezydent spokojnie oświadczył, że zgadza się z sposób, w jaki rząd radzi sobie z pandemią.
Zamiast tego głowa państwa zaczęła obwiniać zwykłych śmiertelników – mówi się, że to właśnie przez ich nieostrożność i poczucie winy rodzi się fala pandemii.
Notabene, to nieco zbliża G. Nausėdę do Ministra Ubezpieczeń Społecznych i Pracy L. Kukuraitisa, który początkowo stwierdził, że rządowe obietnice zapewnienia 13. emerytury to najprawdopodobniej podstęp wyborczy, jednak po krytyce ze strony chłopów Sejmu, zaprzeczył tym uwagom.
Niewykluczone, że G. Nausėda będzie musiał jeszcze bardziej obniżyć berło błyskawicy, gdyby po wyborach wahadło władzy faktycznie przechyliło się w prawo i obecni przywódcy musieli wycofać się do opozycji.
Największe zagrożenie powstałoby, gdyby nowy rząd faktycznie zaczął realizować swoje ambicje i groźby marginalizacji prezydentury, zarówno na froncie polityki wewnętrznej, jak i zagranicznej.
Załóżmy, że nowy premier lub premier będzie próbował odebrać G. Nausėdzie platformę odziedziczoną po D. Grybauskaitė – reprezentację Litwy w Radzie Przywódców Europy?
Przecież to były prezydent bezceremonialnie wyrwał tę reprezentację ówczesnemu konserwatywnemu premierowi A. Kubiliausowi.
Najwyraźniej G. Nausėda również czuje takie zagrożenie – to nie przypadek, że za kulisami krążą pogłoski, że wywiera presję na obecnych przywódców, aby jak najszybciej zawarli wzajemnie korzystne porozumienia personalne na najważniejszych stanowiskach ambasadorskich – w Brukseli , w Waszyngtonie. , Berlinie.
Niezależnie od tego można założyć, że następna kadencja Sejmu nie będzie dla głowy państwa łatwiejsza niż obecna, ani w słowach, ani w czynach.
„Ewangelista kulinarny. Miłośnik podróży. Namiętny gracz. Certyfikowany pisarz. Fan popkultury”.