Niedawno przeczytałem książkę non-fiction autorstwa Ewy Sapieżyńskiej, polskiej socjolog mieszkającej w Norwegii, „Nie jestem twoim Polakiem” – może nawet „Polakami” (po norwesku: Jeg er ikke polakken din). Książka została napisana przez Ewę po norwesku i jak widać z tytułu, opowiada o poniżającym stosunku Norwegów do rodaków.
Stara się walczyć ze stereotypem, że Polacy to tylko tania siła robocza, nieatrakcyjni na randkowym rynku i niepopularni sąsiedzi. Opowiada, jak Norwegowie wzdrygają się, gdy widzą jej polskie nazwisko na skrzynce pocztowej w sąsiedztwie.
„Przecież to odstraszy wszystkich potencjalnych najemców i nabywców mieszkań!” To obniży wartość mieszkań! oni krzyczeli.
Ale Ewa przypomina nam, że Polacy są jedną z największych grup ekspatriantów w Norwegii i dziś budują, upiększają i porządkują Norwegię. Litwini plasują się dopiero na drugim miejscu, przed Somalijczykami i Szwedami. Ewa wielokrotnie wspomina też o Litwinach i innych mieszkańcach Europy Wschodniej, których los jest podobny do losu wielu Polaków, a słowo „Polacy” często nie symbolizuje narodowości, ale migrantów zarobkowych z Europy Wschodniej.
Ewa nie popiera poniżającego stosunku do Polaków i śmiało twierdzi, że to rasizm. „Gray Lives Matter” – Grey Lives Matter, jak mówi, jest inspirowana ruchem „Black Lives Matter”, który wybuchł na całym świecie, a ona reprezentuje Grey Eastern Europe.
Szare życie to życie ludzi, którzy są niewidzialni, nieznani i mało troskliwi. Ci ludzie nie mają zasobów i środków do publicznego wyrażania się, pracują jak konie, nie uśmiechają się i nie narzekają. Jest to klasa niższa, kiedy klasa przekształca się w pochodzenie etniczne, w rasę. Są to pracownicy, którzy wykonują najcięższe i najciemniejsze prace za skromne wynagrodzenie, poniżej średniej norweskiej, i żyją w złych warunkach.
Sama Ewa, która zakochała się w Norwegu, zamieszkała w Norwegii w 2004 roku. Zaczynała od zbierania truskawek, pielenia warzyw i pracy w sklepie odzieżowym, a teraz pracuje w Światowej Służbie Ochrony Praw Dziecka w Oslo „Redd Barna” (dosł. Ratuj dzieci), pisana dla prasy polskiej, jest magistrem filologii hiszpańskiej i latynoamerykańskiej. Przyznaje, że jest uprzywilejowana, mając pewną, dobrze płatną pracę w Norwegii z dobrym planem emerytalnym, rodzinę i możliwość podróżowania po świecie. Wciąż jednak spotyka się ze stereotypami i poniżającymi postawami, ponieważ pochodzi z Polski. A gdzie komentarze typu: „O tak, z Polski!” W moim ogrodzie pracuje wielu Polaków, są tacy tani!”
Sam musiałem usłyszeć komplement: „Och, z Litwy!” Sprzątała za mnie Lina, wysoka Litwinka. Świetny środek czyszczący!”
Ewa pyta, dlaczego nie można wykazać się większą ciekawością i zapytać o polską nacjonalistyczną partię PiS, która ograniczyła aborcję w Polsce, albo o polską laureatkę Literackiej Nagrody Nobla 2018 Olgę Tokarczyk i kino licealne w Łodzi. Sama jednak przyznaje, że takie rozmowy z Norwegami zdarzają się bardzo rzadko, jeśli w ogóle.
W książce Ewa rozmawia z kilkoma rodakami. Od prostych robotników, którzy prosili Ewo o skrócenie książki, po ambitnych i ciekawych artystów, muzyków i naukowców z Polski, którzy z uwagą śledzą sytuację w Norwegii i Polsce. Mimo różnic w aspiracjach i wykształceniu, wszystkich wrzuca się do jednej kategorii – Polacy/tani robotnik/wielki sprzątacz.
Książka utkwiła we mnie i dała do myślenia. Zdałam sobie sprawę, że jest to kontrowersyjna książka, która pokazuje rany w społeczeństwie, które nie każdy chce widzieć. Zwłaszcza tych, których temat poruszył we właściwy sposób. Przyznanie się, że jest to trudne lub że nie można cię usłyszeć lub zobaczyć, jest krępujące. Emigranci wolą malować nierealistyczny obraz swojej migracji i pokazywać, jakie mają szczęście i ile zarabiają. Jest to jednak samooszukiwanie się, ale pomaga przetrwać i mieć nadzieję na lepszą przyszłość.
Myślę, że taka książka jest trudna do napisania, bo to nowy rodzaj literatury emigracyjnej. Mało jest takich książek. Dlatego autor musi być naprawdę odważnym pionierem ruchu równouprawnienia i lodołamaczem na rzecz lepszego życia. I taka właśnie jest Ewa, jak mówi, poświęciła wiele, by napisać tę pełną miłości przestrogę dla północnego kraju, który stał się jej domem.
Jeśli czytasz język norweski, zdecydowanie polecam przeczytanie tej książki i nauczenie się rozmawiać o problemach z wdziękiem i bez strachu. Naprawdę dużo się dowiedziałam o Polsce i jej dużej diasporze w Norwegii. Myślę, że możemy dołączyć do naszych braci i razem walczyć o lepsze życie na Zachodzie i powiedzieć światu, że my też mamy się czym chwalić, czym się chwalić i czym się popisywać. Historia nowych czasów dopiero się zaczęła.
„Praktykujący Twitter. Profesjonalny introwertyk. Hardkorowy znawca jedzenia. Miłośnik sieci.