Pocisk 5V55 wystrzelony przez siły ukraińskie z systemu S300, za pomocą którego Ukraińcy próbowali zestrzelić rosyjski pocisk, który uderzył w terytorium ich kraju, najprawdopodobniej spadł na polską granicę.
Potwierdzają to polscy dziennikarze, którzy bezpośrednio relacjonują to wydarzenie i powołując się na swoje źródła w polskich kręgach wojskowych podczas nieformalnych rozmów z ELTA. Według nich dość szybko się tego nauczyli, ale polskie kierownictwo polityczne wciąż „za długo” myśli nie tylko o tym, jak na to zareagować, ale też jak ten przekaz przedstawić.
O skomentowanie tej wiadomości i całej sytuacji ELTA poprosiła jednego z najbardziej znanych polskich ekspertów w dziedzinie geopolityki i bezpieczeństwa, byłego dyplomaty tego kraju Witolda Jurasza, obecnie komentatora onet.pl, jednego z wiodących portale informacyjne.
„Cóż, nie mamy jeszcze żadnych ostatecznych oficjalnych potwierdzeń, więc nadal musimy polegać na fakcie, że są trzy opcje i różne reakcje na nie. Po pierwsze, to było po wszystkim od dwóch rosyjskich pocisków.
W rzeczywistości oznaczałoby to tektoniczną zmianę całej sytuacji bezpieczeństwa, bo te dwie rakiety to ewidentnie nie przypadek, ale celowy, przemyślany i demonstracyjny atak, na który nie tylko Polska, ale i całe NATO musi odpowiednio zareagować i nieuchronnie.
Jeśli był to pojedynczy rosyjski pocisk, pozostaje pytanie, czy był to zabłąkany pocisk – co jest całkiem możliwe – czy też próba prowokacji, test reakcji.
Tymczasem jeśli to ukraiński pocisk, to jest to tragiczny zbieg okoliczności, choć zrozumiałe jest, że w całości odpowiada za to Rosja, która bombarduje ukraińskie obiekty także na polskiej granicy” – powiedział W.Jurasz.
Powiedział, że według posiadanych przez niego informacji istnieje „duże prawdopodobieństwo”, że był to najprawdopodobniej pocisk wystrzelony przez Ukrainę.
„To tragedia i jednocześnie przypadek. Ale nie sądzę, żeby to zasadniczo cokolwiek zmieniało. Tak, to wojna, która jest tuż za progiem i wiemy to od dawna” – powiedział W.Jurasz.
Dlatego sceptycznie odnosił się do możliwości i konieczności reagowania przez Polskę i cały sojusz NATO środkami militarnymi w sposób niezwykle demonstracyjny i żywy. Doceniał też np. powtarzane propozycje wprowadzenia strefy zakazu lotów nie tylko w części Polski graniczącej z Ukrainą, ale przynajmniej w części granicy na samej Ukrainie.
„Takie rzeczy są mało prawdopodobne. O tym zadecydowałoby NATO, a przede wszystkim Ameryka. Tymczasem administracja USA i sam prezydent Joe Biden robią wszystko, by sojusz i Zachód nie włączyły się w wojnę, a to jest ich stała strategia.
Z jednej strony stanowcze stanowisko wobec Rosji i wsparcie dla Ukrainy, z drugiej strony, by nie ulegała okolicznościom, które wymagałyby wybuchu otwartej wojny” – powiedział ekspert.
Ponadto, według niego, na granicy z Polską nie lata żaden samolot cywilny, więc taka ochrona nie miałaby większego znaczenia praktycznego. „Teraz trzeba będzie bardzo uważać na małe lotnictwo cywilne i oczywiście miejscową ludność, ale to jest oczywiste” – zadeklarował W. Jurasz.
ELTA zapytała go, czy ten incydent, jakikolwiek to był pocisk, nie jest kolejnym ostrzeżeniem, że to tylko kwestia czasu, kiedy wojna na Ukrainie zacznie padać przez granice Ukrainy w takiej czy innej formie.
„Myślę, że jedną z najbardziej prawdopodobnych form i kierunków jest szerzenie się ulicami Moskwy. Oczywiście należy to również rozważyć bez zbędnego entuzjazmu.
Tymczasem nie spodziewam się prawdziwego przypływu agresji przeciwko, powiedzmy, Polsce czy Litwie. Z jednej strony Rosja, niegdyś „supermocarstwo”, dziś pokonana na Ukrainie, po prostu nie ma sił do wojny z NATO i Zachodem. A ich siły są już na naszym terytorium. Z drugiej strony Stany Zjednoczone i Zachód okazały się mniej „zgniłe” i „słabe” niż rosyjska propaganda, a nasi pożyteczni idioci i radykałowie próbowali ich przedstawiać” – powiedział W. Juraz.
„Ewangelista kulinarny. Miłośnik podróży. Namiętny gracz. Certyfikowany pisarz. Fan popkultury”.