Zespołowi pasjonatów off-roadu „Adotas & KTK Racing Team”, którego inżynierowie zbudowali na bazie studentów i absolwentów powstałej ponad trzy lata temu Kowieńskiej Wyższej Szkoły Technicznej (KTK), udało się wziąć udział w wielu niesamowitych zajęciach. konkursy: od wyzwania na Saharze po zakończone niedawno polskie próby strzelnicze. Jak żyje zespół i jak to się działo w Polsce, opowiedzcie duetowi kierowców buggy Andriusa Dotasa i Tomasa Mickevičiusa.
– Jak żyje się dzisiaj Adotas i KTK Racing Team, jakie masz plany na sezon i czy wszystko idzie zgodnie z planem?
Andrius: Naszym głównym celem był udział w mistrzostwach Litwy. Od odwołania pozostały nam już tylko zawody międzynarodowe. Niedawno wróciliśmy z pierwszego Rajdu Breslau. To jedne z najsilniejszych i najciekawszych zawodów w Europie, na których spotykają się najlepsi sportowcy na kontynencie. Wśród nich jest wielu uczestników Dakaru, więc poziom jest naprawdę wysoki. Kolejne zawody „Balkan Pro Rally” w Rumunii.
Tom: Stopniowo podnosimy poprzeczkę jakości. W zeszłym roku braliśmy udział w zlocie Fenix w Tunezji. Tam cieszyliśmy się pustyniami, palącym słońcem i wielbłądami. Tutaj wszystko jest zupełnie inne: lasy, doliny, trudna nawigacja, duży sprawdzian dla pilota i zespołu inżynierskiego.
Na Bałkanach czekają na Ciebie górskie serpentyny, różne tereny i kolejne nowe wyzwanie. To właśnie czyni tę dyscyplinę fascynującą, bo za każdym razem doświadczasz czegoś nowego i wspaniałego.
– Co wiedziałeś o Rajdzie Breslau przed przyjazdem? Czy ktoś jest zaskoczony?
Andrius: Byliśmy naprawdę dobrze przygotowani do zawodów. Dużo komunikujemy się z kolegami, którzy już nam powiedzieli i naszkicowali, co nas może czekać. Być może spodziewaliśmy się nieco łatwiejszej rywalizacji, ale z reguły organizator co roku chce zaskoczyć i przygotowuje coś nowego, niespodzianki. W tym roku niespodzianki dotyczyły nawigacji i złożoności torów.
Niezwykle niekorzystne warunki pogodowe również zwiększyły jego złożoność. Zwykle nie pada dużo, nie jest tak mokro i ślisko. Naprawdę mieliśmy trudniejszy rajd, niż sobie wyobrażaliśmy. Myślę, że to jeden z trudniejszych rajdów, w jakich braliśmy udział.
Tom: To Breslau – wszystko jest skomplikowane. Jesteśmy naprawdę bardzo wdzięczni mechanikom, bez których nie ruszylibyśmy się nawet metrem. Pracy mieli mnóstwo, bo w nocy musieli dyżurować przy sprzęcie, stale sprawdzając go, aż do najmniejszych śrubek i sęków. Zatem należą im się wielkie podziękowania.
Jest to trudne także dla kierowcy, który też musiał sporo chronić sprzęt, ale też musiał „zbudować więcej niż jedną świecę”.
A co z niespodzianką organizatorów – nocnym odcinkiem szybkościowym o długości 63 kilometrów, który był po prostu fantastyczny.
Zdjęcie „Zespół Adotas i KTK Racing”.
– Może mógłbyś nam powiedzieć więcej na temat sekcji dotyczącej prędkości w nocy. Być może był to najbardziej pamiętny ze wszystkich konkursów?
Tomas: Dla mnie i Andrii był to pierwszy taki sprawdzian w naszej karierze. Nocny żużel naprawdę pozostawił niezatarte wrażenie. To nie do opisania uczucie biegać nocą, mając tylko halogeny oświetlające drogę, deszcz padający na twarz i nic nie widać. Uczestnicy dodatkowo podkręcali napięcie żartując, że możemy spędzić noc w lesie.
Wydarzyły się również nieoczekiwane rzeczy: bateria się wyczerpuje. Okazuje się, że nie oszacowaliśmy poprawnie, ile mocy potrzebują halogeny i czy nasz generator będzie w stanie tyle naładować. To lekcja na przyszłość. Ale wszystko dobrze się skończyło i skończyliśmy.
Andrius: Jazda nocą jest zupełnie inna. Są różne prędkości, drogi hamowania, słaba widoczność, wiele dziur, a one zostały wypełnione wodą deszczową i zamieniły się w małe jeziora. Jeśli gdzieś przegapiłeś zakręt, jeśli nic nie widziałeś, bardzo trudno byłoby ci później wrócić i znaleźć drogę powrotną. Więc część nocna naprawdę dodała mu uroku.
Nie tylko nocny sprint był trudny, ale także pierwsze dwa dni. Wszędzie na poligonie czołgów pozostały bardzo głębokie koleiny i dziury. Miejscami był piasek i chcieliśmy jechać szybciej, ale technika na to nie pozwalała, ponieważ musieliśmy balansować pomiędzy dobrym tempem a zachowaniem i nie przegrzaniem paska transmisyjnego.
Doszło do wielu nieprzyjemnych incydentów i kolizji, podczas których Tomek doznał także urazów szyi. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że pierwsze dwa dni nie były moje. Miało to również odzwierciedlenie w naszych wynikach.
Po przeprowadzce na inny poligon wszystko się poprawiło. Tutaj było więcej tras dla kierowców, dużo szybkich odcinków, odcinków „rajdowych”. Na pewno było tu o wiele przyjemniej.
Zdjęcie „Zespół Adotas i KTK Racing”.
– Czy podczas zawodów były momenty, kiedy myślałeś, że już po wszystkim i czas spakować plecaki?
Andrius: Jeden z takich momentów miał miejsce ostatniego dnia. Ostatni szybki odcinek miał 86 kilometrów, już po 40 kilometrach poczułem jakieś wibracje w plecach. Na początku myślałem, że to półoś, jednak po przejechaniu 6 kilometrów zdałem sobie sprawę, że tu jest naprawdę większy problem.
Jesteśmy aresztowani. Patrząc na tylne koło, zobaczyliśmy, że kamień wbity w felgę przeciął je na pół. Potem zdecydowanie pojawiło się lekkie zmartwienie, że nie uda się ukończyć tego odcinka prędkości i go ukończyć. Udało nam się jednak zmienić koła i kontynuować rywalizację. To był najniebezpieczniejszy czas ze wszystkich dni.
– Może z każdym dniem, a nawet ostatnim incydentem w połowie ostatniego sprintu, napięcie tylko rosło?
Andrius: Ostatniego dnia przed wyjazdem byliśmy spokojni. Dziesiąta pozycja była solidna i prowadziliśmy nad przeciwnikiem 11 minut. Musieliśmy po prostu nie popełnić dużych błędów i dojechać do mety. Oczywiście po incydencie z przeciętą felgą napięcie zaczęło rosnąć. Wyprzedził nas bezpośredni konkurent i na każdym kilometrze zastanawialiśmy się, czy wypadniemy z TOP 10. Wszystko jednak zakończyło się szczęśliwie. Bezpośredni konkurent poczynił dalsze postępy, a my utrzymaliśmy 10. pozycję.
– Patrząc na to teraz, 10. pozycja wydaje się fantastycznym wynikiem. Dlaczego wziąłeś udział w konkursie?
Andrius: Powiedzieliśmy, że TOP 10 będzie idealne, a TOP 20 na 57 uczestników będzie dobrym wynikiem. Nie rywalizowaliśmy o miejsca, bo nasza technika nie jest jeszcze zaawansowana. Jesteśmy zatem bardzo zadowoleni z uzyskanego wyniku.
TOM: Idealny wynik. Myślę, że mogliśmy spisać się lepiej, ale jesteśmy naprawdę zadowoleni z tego osiągnięcia. Jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim członkom zespołu, naszemu zespołowi inżynieryjnemu za niezliczone godziny i nieprzespane noce. Jesteśmy zadowoleni ze wszystkiego, od przygotowania po wykończenie.
Zdjęcie „Zespół Adotas i KTK Racing”.
– Jesteście już doświadczonym zespołem, próbowaliście wielu różnych zawodów. Kto jest dzisiaj Twoim „koniem”?
Andrius: Rajd jest fascynujący, ponieważ tory są bardzo zróżnicowane. Nasz koń jest szybszy, blisko rajdowych odcinków prędkości, gdzie wymagana jest bardziej techniczna jazda. Trzeba jednak być przygotowanym na wszelkiego rodzaju progi zwalniające. W Afryce piasek, wydmy, zjazdy, spodziewane dziury. Na Bałkanach odbędą się etapy „rajdowe”, techniczne, szybkie, off-day, które odbędą się w górach. Na pewno będzie tam wyzwanie.
W Polsce były kursy trudne i nieprzewidywalne. Dużo wyzwań nawigacyjnych, bo w wielokącie wszystko jest bardzo podobne. Organizatorzy realizują również trasy według zasady okręgów, czasem w jednym kierunku, czasem w drugim. Koła potrafią się powtarzać, torów jest wiele i trudno się po nich poruszać. Wszystkie speedwaye mają swój urok.
– Jakie cele stawiasz sobie na Bałkanach?
Andrius: Zawsze trudno jest wyznaczyć cel, więc sami cierpimy, jeśli go nie osiągniemy. Jednak w zeszłym roku byliśmy na podium zajmując trzecie miejsce, więc w tym roku chcielibyśmy to powtórzyć, a nawet poprawić.
– Tego właśnie chcemy!
Zdjęcie „Zespół Adotas i KTK Racing”.
„Przyjaciel zwierząt na całym świecie. Przyjazny adwokat piwa. Generalny organizator. Fanatyk popkultury.”