Ludzie pracowali prawie po ciemku
Oprowadzanie Agnieszki Draus Tarnowskie Góry w mieście rozpoczyna się wprowadzeniem do mapy, na której widać zaznaczone studnie – okazuje się, że na terenie jest ich ponad tysiąc, a dla każdej z nich wymyślono osobną nazwę . Ten, którym będziemy schodzić w dół nazywa się „Anioł”.
„Srebro było wówczas niezwykle cenne” — mówi A. Draus. – Według legendy jako pierwszy odkrył go rolnik pracujący w polu. Wyciągnął z ziemi lśniący kawałek skały. Kiedy zobaczył, że świeci w świetle, zdał sobie sprawę, że to coś cennego, więc zabrał to ze sobą. Po pokazaniu go gospodarzowi wioski odkrył, że jego znalezisko zawiera srebro”.
Gdy tylko zejdziesz do głębokiej na 40 metrów kopalni i miniesz innych gości lub pracowników, za każdym razem, gdy wypowiesz je po polsku, usłyszysz „Szczęść Boże”. To pozdrowienie jest pozostałością po czasach, kiedy wierzono, że praca w kopalni wymaga szczęścia.
Kontynuując zwiedzanie, przewodnik ujawnia, że największym wrogiem robotników była woda. Aby go usunąć, stosuje się różne urządzenia.
Innym, nie mniejszym zmartwieniem była ciemność – według przewodnika robotnicy używali tylko słabo oświetlonych lamp.
„Można sobie wyobrazić, jak trudno było pracować w takich warunkach” — mówi A. Draus.
Wydaje się, że zagrożenie ewentualnego osunięcia się ziemi powinno być, ale przewodnik zapewnia, że robotnicy byli na to dobrze przygotowani. Jak wyjaśnia, kłody podtrzymujące skały uratowały nas przed katastrofą.
„Ekstremalny gracz. Popkulturowy ninja. Nie mogę pisać w rękawicach bokserskich. Bacon maven. Namiętny badacz sieci. Nieprzepraszający introwertyk.”