Najpotrzebniejsze „obowiązki” – wzmocnienie obrony narodowej – Respublika.lt

– W tym tygodniu odbyło się spotkanie liderów G7. Co pokazał?

– Wyraźnie pokazał, że Rosji udało się stworzyć kolektywny Zachód. Ci ostatni w końcu zrozumieli, że Rosja, którą od dawna uważali za nieco innego partnera, ale mimo to, w rzeczywistości jest niczym innym jak terytorium przejętym i kontrolowanym przez sekciarzy. Korzystając ze starego, sprawdzonego schematu bolszewików, przeprowadzili rewolucję na osobno zajętym terytorium i próbowali ją wyeksportować do innych krajów. W końcu zrozumieli, co to może być, więc żarty przywódców państw G7 na temat gołego „tułowia” Władimira Putina są tylko oznaką zorganizowanego oporu wobec Rosji.

Niestety tę dobrą wiadomość dla nas niwelują tzw. politycy litewscy pod dowództwem Dalii Grybauskaitė, Albiny Januški oraz grupa młodych nieudaczników, jak Gabrielius Landsbergis, Matas Maldeikis i inni. Wciąż krzyczą, że należy nie trzymać się wspólnej polityki bezpieczeństwa UE i NATO i że Litwa może nadal rozważać gotowanie swojej „zupy” w kącie wspólnego garnka.

Jeśli ktoś sądzi, że za tym stanowiskiem kryje się tylko karierowiczostwo, co jest bardzo istotne dla urzędującego prezydenta D. Grybauskaity czy dla G. Landsbergisa, który po kolejnych wyborach startuje na wszystkie dobrze płatne stanowiska (jeśli takie są). aura) , to byłaby połowa problemu. Osobiście uważam, że świadomie prowadzą grę w interesie Rosji i za wszelką cenę próbują wejść w konflikt z UE i NATO, próbując w ten sposób sprowadzić ich do stołu negocjacyjnego.

Strategia UE i NATO jest oczywista – maksymalne wsparcie militarne i gospodarcze dla Ukrainy, stworzenie środowiska sprzyjającego „krwawieniu” Rosji, a następnie rozwiązanie problemów politycznego przetrwania Rosji jako państwa. Z tą zachodnią strategią walczą litewscy politycy, wyobrażając sobie, że mogą narzucić własne, UE i NATO, wypracowali strategie kryzysowe i rozwiązania. W prywatnych rozmowach próbują wymyślić argumenty, dla których Litwa powinna częściowo ograniczyć tranzyt przez Kaliningrad. Tam nie mówią, że jest to pogoń za sankcjami, chociaż takie stwierdzenie jest powierzchowną interpretacją problemu stworzonego przez naszych polityków. Prywatnie mówią, że są bardzo przebiegli i tworząc krytyczną sytuację zmuszą Zachód do zwrócenia większej uwagi na bezpieczeństwo Litwy. kwestie obrony. Fantazjują, że po takim incydencie nie będziemy mieli na Litwie batalionu NATO, ale całą brygadę. Gdyby ci „stratedzy” mieli choć odrobinę zdrowego rozsądku, zrozumieliby, że brygada też, gdy Wilno będzie tylko 30 kilometrów od granicy z Baltarem, nic się nie zmieni. Państwo, które nie ma ani fortyfikacji obronnych, ani jasnej strategii powstrzymania atakującego wroga w przypadku wojny, może oczekiwać tylko jednego: porzucenia swoich pozycji.

Tym, którzy chcą wątpić w moje słowa, przypomnę, że Rosjanie dotarli na przedmieścia Kijowa w ciągu 14 godzin od wybuchu wojny, pokonując dystans 180 km. Zbliżyli się do Chersoniu i Mariupola w ciągu 18 godzin. Przeciwnicy pewnie powiedzą mi, że to się stało, bo doszło do zdrady. Będą mieli rację, ale któż może zaprzeczyć, że obecny rząd litewski nie działa w ten sam sposób? Dlatego trzeba powiedzieć wprost i jasno – jesteśmy uwikłani w takie niebezpieczeństwo, na które nie jesteśmy przygotowani.

– Odbyły się też różne rozmowy na temat przygotowań Ukrainy do wojny.

– Porównując gotowość Ukrainy i Litwy do ewentualnej wojny, nasza jest tylko 30-40%. tego, co mieli Ukraińcy. Dziś z powodzeniem zestrzeliwują rosyjskie pociski manewrujące za pomocą systemów obrony powietrznej, które posiadali, zanim Zachód zaczął dostarczać im broń. Tymczasem na Litwie nie ma nic podobnego, z wyjątkiem kilku wznoszących się ku niebu „żądeł” i niedawno nabytych norweskich systemów.

Należy pamiętać, że Ukraińcy skutecznie bronią się na ogromnym froncie liczącym 1400 km. W przypadku potencjalnego konfliktu Litwa miałaby nieco mniejszy front, ale mamy 20 razy mniej ludności i 15 razy mniej sił obronnych. Mówiąc dokładniej, przed wojną w Siłach Zbrojnych Ukrainy było 250 tys. żołnierzy, a Litwa ma obecnie 19 tys.

Mimo to nasz rząd nadal stara się podkreślać, że jako członkowie NATO będziemy w stanie rozwiązywać zadania powierzone Sojuszowi przy użyciu dostępnej broni. Bądźmy ze sobą szczerzy – z tym, co mamy dzisiaj nie będziemy w stanie rozwiązać takich zadań, które należy wykonać w oczekiwaniu na pomoc. Od początku było to jasne dla wszystkich poza naszymi „inteligentami”, dlatego planiści NATO przewidzieli, że w razie ewentualnego konfliktu kraje bałtyckie będą okupowane, a pomoc nadejdzie po około 180 dniach. Partnerzy. Zaufanie jest konieczne, ale proponuję spojrzeć na to, jak Ukraina wygląda po 130 dniach wojny i pomyśleć o tym, jaka będzie Litwa po 180 dniach. Swoją drogą, po takim opóźnieniu nawet partnerzy mogą mieć pytanie – po co nasi ludzie mieliby jechać do Wilna lub Narwy, skoro nie istnieją już państwa, do których te miasta należały? W tym przypadku na wyzwolicieli musielibyśmy czekać kolejne 50 lat.

Strategie proponowane dziś przez NATO są więc dla nas nie do zaakceptowania, ale jeśli moglibyśmy tu jeszcze dyskutować, to działania tzw. polityków litewskich są oczywiście szkodliwe dla kraju. Dzięki ich staraniom Litwa nie jest uważana za wiarygodnego partnera, ale za „gopnika” podobnego do ekipy W. Putina, który próbuje blefować swoich partnerów, by znaleźć rozwiązania problemów, na które nie są gotowi.

Spotkanie przywódców G7, a także spotkanie przedstawicieli NATO w Madrycie należy ocenić właśnie w tym kontekście i zadać pytanie: czy dokonano zmian w problematycznej sytuacji bezpieczeństwa na Litwie? Następują zmiany w kierunku lepszej oceny naszej sytuacji. Ale nie z powodu prowokacyjnych i lekceważących działań naszych polityków w stosunku do przyjętej przez sojuszników strategii. Zmiany te zakładała skuteczna samoobrona Ukraińców i uświadomienie sobie na Zachodzie, że diabeł nie jest tak straszny, jak się wydaje, a siły rosyjskie i ich zachodnia strategia strachu nie mają podstaw. Ale obawy przed bronią jądrową pozostają. Zachodni przywódcy rozumieją, że nie mają do czynienia z państwem, ale z sekciarzami, którzy mogą powiedzieć sobie i innym, jak dostaną się do nieba, podczas gdy wszyscy kąpią się w radioaktywnym deszczu. Ta percepcja pozostaje w pamięci zachodnich przywódców, a zwalczanie jej, myślenie o zwiększeniu naszego bezpieczeństwa, staje się głównym zadaniem Litwy.

– Jakie byłyby „obowiązki” Litwy?

– Odpowiedź jest oczywista – wzmocnienie obrony narodowej. Jak we wszystkich czasach konfliktu, czas staje się głównym, jeśli nie decydującym czynnikiem. Musimy zrozumieć, że obrona naszego kraju to przede wszystkim nasza sprawa. Dobrym przykładem może być tutaj Izrael, ku któremu powinniśmy się zorientować. Niestety widać wyraźnie prymitywne intrygi rządzących, interpretację, że wiedzą oni lepiej niż sama KE, co to znaczyło przy przyjmowaniu polityki sankcji itp. Nie tylko wygląda to głupio, ale jest niebezpieczne, bo woda wylewa się właśnie na polityczny młyn Kremla.

Jeśli pamiętasz niuanse historii Litwy, niebezpieczeństwo staje się jeszcze poważniejsze. Po 1794 roku Litwa co trzy dekady próbowała wyzwolić się spod okupacji. Krótki okres samorządności 1920-1940 został ponownie zastąpiony okupacją.

Obecny okres 32 lat i następujący po nim kryzys pokazują, że te cykle czasowe są bardzo niebezpieczne dla naszego kraju. Dlatego działanie według odrębnych strategii przetrwania – czy to neutralności, czy szantażowania zachodnich partnerów – na nic się nie zda. Nasz potencjał obronny może być wzmocniony jedynie przez skuteczną dyplomację na szczeblu UE i NATO. Musimy też uzgodnić z Estończykami i Łotyszami wspólną obronę korytarza suwalskiego na wypadek ewentualnej inwazji. Zaangażowanie Polaków w ten proces jest bardzo ważne. To są główne zadania naszej polityki. Bez rozwiązania wymienionych zadań politycznych wszelkie inne prowokacyjne działania pozostaną niebezpieczną grą aktorów dążących do osobistego zysku.

– Jeśli chodzi o obronę naszych granic, bez wątpienia konieczna jest także ocena Białorusi?

– Jego rola jest niezbędna. O ile Litwa i jej pseudopolitycy zrobili wszystko, aby „zamknąć” elementarne możliwości rozwoju stosunków dyplomatycznych z Białorusią, o tyle jej rola w ewentualnym kryzysie suwalskim staje się decydująca. Wiele wskazuje na to, że W. Putin uzyskał przynajmniej formalną zgodę Aleksandra Łukaszenki do udziału w jego militarnych przygodach, że działania A. Łukaszenka będzie dążył nie tylko do wstrzymania dostaw broni przez granicę ukraińsko-polską.

Później V. Putin, szydząc z Zachodu, będzie mógł twierdzić, że to nie on tu działał, ale Batka, który nie został złapany w tej sytuacji. Być może pojawią się głosy, że Rosjanie są zacofani i Białorusini nie zaakceptują takiej narzuconej im roli. Może. Nie zwalnia to jednak nas z przygotowania się na taki scenariusz. Niestety nie prowadzi się żadnej działalności w tym kierunku. Możesz przejść cały korytarz suwalski i nie spotkasz tam ani jednego litewskiego czy polskiego żołnierza. A w przypadku samej wojny lądowej to właśnie jej bezpieczeństwo musi być zapewnione. Muszą się tam pojawić fortyfikacje i skuteczna obrona przeciwlotnicza, które zapewnią funkcjonowanie korytarza przez czas potrzebny NATO na przeniesienie tam swoich jednostek. I przeciwnie, jeśli nie odrobimy tej „pracy domowej”, o pomocy ze strony kraju możemy chyba tylko pomarzyć.

Aiken Duartep

"Namiętny zwolennik alkoholu. Przez całe życie ninja bekonu. Certyfikowany entuzjasta muzyki. Fanatyk sieci. Odkrywca. Nieuleczalny praktyk twittera."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *