„Nie chciałem, żeby mój syn nadal bał się wybuchów”
Kiedy na Ukrainie wybuchła wojna rosyjska, I. Kaniwiecowi łatwo było zdecydować się na opuszczenie niszczonej przez najeźdźców ojczyzny. „Nie chciałam, żeby mój syn dalej bał się wybuchów i płakał, powinnam go uspokoić, sama będąc pełna strachu” – mówi Irina.
Tak więc tuż po wybuchu wojny na początku marca wraz z pięcioletnim synem Jegorem i przyjaciółmi z Sumy, miejscowości Achtyrka, przygotowywała się do wyjazdu na Litwę, do przyjaciół w Szawlach. Kilka dni później Irina i jej dziecko przeniosły się do innych przyjaciół w Alytus.
Według kobiety podróż nie była łatwa i bała się, czy bezpiecznie dotrze do celu: „Jechaliśmy pociągiem do Lwowa, potem autobusem do Polski. Kiedy powitali nas tu znajomi, którzy mogli nas zawieźć na Litwę, strach prawie zniknął. Były inne myśli o tym, jak osiedlić się w obcym kraju”.
Rodzice, ciocie i wujkowie Iriny wciąż nie myślą o opuszczeniu ogarniętej wojną Ukrainy. Jak twierdziła kobieta, mają tam swoje gospodarstwa, nie chcą wyjeżdżać, z głębi serca wierzą, że wojna musi się zakończyć na korzyść Ukraińców.
Przez jedenaście lat pracowała jako fryzjerka na Ukrainie
Przyjeżdżając do Olity, młoda Ukrainka od razu zarejestrowała się w centrum rejestracji obywateli tego kraju oraz w Urzędzie Pracy, mieszkając w wynajmowanym mieszkaniu w dzielnicy Putinai. Irina, nie czekając nawet na oferty pracy z urzędu pracy, sama zaczęła szukać pracy.
Z zawodu fryzjerka, przez jedenaście lat pracowała jako fryzjerka na Ukrainie. Najpierw zaczęła odwiedzać fryzjerów w Alytusie i prosić o pracę.
„Odwiedziłem może pięć. Powiem, że raz umawiali się normalnie i grzecznie wyjaśniali, że teraz nie potrzebują pracowników, innym razem mówili bardziej dobitnie, że »nie ma miejsc«. poleciła mi wizytę w salonie piękności „Anna” w jej okolicy i pogadanie, może potrzebuje fryzjera. Jak tylko przyjechałam do tego studia, zostałam ciepło przyjęta przez właścicielkę, Dainę, i zgodziłam się pracować” myśli Iriny.
Właścicielka „Anny”, Daina Stanionė, wspominając wizytę tej kobiety w salonie piękności, powiedziała, że fryzjerzy nie byli wtedy poszukiwani, nie byli potrzebni, ale chcieli pomóc Ukraince w znalezieniu pracy, zwłaszcza dla kobiety, która przyjechała do Alytus z małym dzieckiem.
Tak więc w kwietniu Irina zaczęła pracować jako fryzjerka w tym studiu kosmetycznym zgodnie z certyfikatem firmy.
Mają też ukraińskich klientów
Jako właścicielka studia urody Anna, które istnieje od dziesięciu lat i obecnie zatrudnia 13 pracowników, I. Kaniviets od razu dołączyła do zespołu: „Jej doświadczenie jako fryzjerki na Ukrainie bardzo nam się przydało. Zaczęliśmy się od niej czegoś uczyć, a wcześniej nasi fryzjerzy, kosmetyczki i manikiurzystki chodzili na kursy organizowane przez Ukraińców. Na początku nasi fryzjerzy polecali Irinie swoich klientów, teraz ma już swoją klientelę. Mają już ukraińskich klientów. Bardzo zadowolona ze swojej pracy, robi dobre fryzury np. dla panny młodej lub na inne okazje, a także robi dobre brwi. Nie mamy nic do zarzucenia jego pracy, wręcz przeciwnie, często otrzymujemy pochwały”.
Sama Irina jest zadowolona ze zgranego zespołu, który przyjął ją życzliwie, na początku dali jej nawet niezbędne narzędzia do pracy, bo niewiele udało jej się przywieźć z ojczyzny. A jej syn już dobrze zna ekipę „Anny”, bo często ją odwiedza.
„Nie mogło się zdarzyć spotkać wściekłych ludzi”
„Alytus jest bardzo podobny pod względem liczby ludności do naszej Achtyrki. Nie spotkałem tu wściekłych ludzi. Tam, gdzie się osiedliliśmy, są też bardzo dobrzy ludzie. Mieszkają na wsi, przynoszą nam warzywa, jabłka, komunikujemy się jak rodzice Mój syn lubi przedszkole w Alytusie bardziej niż na Ukrainie. Już lepiej niż ja potrafi odpowiadać po litewsku” – powiedziała Irina.
Kobieta przyznała, że współczuje jej rodzicom, którzy pozostali na Ukrainie, z którymi się nie widuje i przez których los przeżywa w tym kraju. Co prawda we wrześniu matka Iriny odwiedziła Alytus na krótko, ale wkrótce wyjechała, myśląc o swojej rodzinie w rozdartej wojną ojczyźnie.
„Na pewno nie wrócimy na Ukrainę, dopóki wojna nie będzie trwała, a może zostaniemy tutaj” – podkreśliła kobieta.
W Alytus jest jedną z najstarszych Ukraińców z licencją na prowadzenie działalności gospodarczej
Według danych dostępnych w Służbie Zatrudnienia Departamentu Olickiego Ministerstwa Pracy i Ubezpieczeń Społecznych oraz Departamentu ds. Zatrudnienia Młodzieży w Alytusie, od początku wojny na Ukrainie zarejestrowano prawie 350, obecnie ponad 80 bezrobotnych Ukraińców, w stołeczna gmina Dzukija. Od początku wojny prawie 170 z nich zostało zatrudnionych w Alytus przez służby zatrudnienia.
W ostatnim czasie w mieście pracuje lub pracowało 6 Ukraińców posiadających licencje na prowadzenie działalności gospodarczej, z których większość nabywa te licencje na świadczenie usług kosmetycznych.
I. Kaniwiec jest jednym z najdłużej pracujących Ukraińców w Alytusie na podstawie zaświadczenia o działalności gospodarczej.
Rada miejska miasta Alytus podjęła w kwietniu decyzję, zgodnie z którą licencje na prowadzenie działalności gospodarczej mogą bezpłatnie kupować osoby pochodzące z tego państwa będącego w stanie wojny z Rosją. Zgodnie z odpowiednią decyzją rady miasta Ukraińcy mają takie samo prawo do zakupu licencji na prowadzenie działalności gospodarczej na kolejny rok.
„Certyfikowany fan sieci. Przedsiębiorca. Entuzjasta muzyki. Introwertyk. Student. Zły pisarz.”