E. Lucasasa. Wojna Putina ujawnia fragmentację bezpieczeństwa w Europie

Fot. Paulius Peleckis (BNS)

Oszukiwanie samego siebie było motywem przewodnim zachodniego myślenia o regionie Morza Bałtyckiego. Wkład odległych aktorów w regionie opierał się na przekonaniu, że symboliczne fronty ochronią ich przed rosyjską agresją. Gdyby tylko te siły znalazły się w niebezpieczeństwie, posiłki zostałyby wysłane natychmiast; w razie potrzeby cała siła Sojuszu Zachodniego mogłaby być skierowana przeciwko Rosji w celu wyzwolenia podbitych terytoriów.

W rzeczywistości jednak większość krajów NATO nie miała wystarczającej ilości broni i zasobów technicznych, aby prowadzić poważną wojnę z Rosją. Obiecane w 2016 roku plany wzmocnienia nie zostały przygotowane. Nie było też żadnych inwestycji w mobilność wojskową. Podczas gdy wojska brytyjskie w Estonii i znacznie większe siły amerykańskie w Polsce wydawały się poważnymi kontyngentami, inne (jak kanadyjskie siły wielonarodowe na Łotwie czy niemiecka obecność na Litwie) wydawały się bardziej symboliczne.

Atak Rosji na Ukrainę 24 lutego został rozdarty na kawałki. Kreml okazał się znacznie bardziej niechętny do podejmowania ryzyka niż ułomny samooszustwo. Brutalne traktowanie przez Rosję ludności cywilnej na okupowanej Ukrainie przypomniało Estończykom, Łotyszom i Litwinom traumę doznaną pod rządami sowieckimi. Państwa bałtyckie muszą być moralnie i strategicznie chronione od początku każdego konfliktu.

Przygotowanie niezbędnych środków obronnych dla państw bałtyckich będzie trudne, ale decyzja Finlandii i Szwecji o przystąpieniu do Sojuszu zapewni wsparcie. Minęła dekada strategicznego odwrotu. Na przykład, dzielenie się danymi wywiadowczymi i podejmowanie decyzji nie będą już musiały wypełniać luki między państwami NATO a państwami spoza NATO. Jednak wiele szczegółów nadal wymaga rozważenia, takich jak struktura dowodzenia, rozmieszczenie dowództw, nowe plany obronne, strategia morska i ogólny poziom gotowości sił.

Na razie, tak jak poprzednio, tę próżnię wypełniają Stany Zjednoczone. 24 lutego, cztery godziny po tym, jak łotewski minister obrony Artis Pabriks został obudzony i usłyszał wiadomość o rosyjskim ataku, amerykańskie samoloty wojskowe wylądowały już na lotnisku w Rydze. To wydarzenie, opowiedziane przez Pabriks w ostatni weekend na konferencji Lennarta Meri w Tallinie w Estonii, odzwierciedla kluczową rolę, jaką Stany Zjednoczone odgrywają w zapewnianiu bezpieczeństwa w regionie.

Jednak niezastąpiony oznacza bezbronność. Czy amerykańska reakcja byłaby równie pilna pod przywództwem byłego (i być może przyszłego) prezydenta Donalda Trumpa? Kraje bałtyckie otwarcie wyraziły obawy, że amerykańscy decydenci od dawna chcą przenieść część swoich obowiązków na Europę. Może teraz poproszą Szwecję i Finlandię o większy wkład. Dylemat bałtycki polega na tym, że udział Ameryki w podziale obciążeń maleje. Ale uzależnienie od jednego kraju jest oczywiście ryzykowne.

Głębszą kwestią jest zaufanie. Widziane ze wschodniej flanki wiele krajów europejskich wciąż znajduje się na krawędzi bezpieczeństwa. Francję nawiedza prezydencki egoizm. Być może Niemcy porzuciły swoją katastrofalną politykę wobec Rosji, ale nie znalazły jeszcze przekonującej nowej Ostpolitik, skupionej na obronie wschodniego skrzydła NATO. Zeitenwende [vok. – laikų kaita] szybkość i skala to zbyt wiele dla niektórych Niemców, ale rozczarowujące dla innych krajów, które muszą polegać na Berlinie. W ubiegły weekend w Tallinie Pabriks powiedział, że zaufanie krajów bałtyckich do Niemiec jest teraz „bliskie zeru”.

Nastroje przywódców innych krajów bałtyckich nie są tak ponure. Jednak stosunek do Ukrainy jest przykładem rozdrobnienia Europy kontynentalnej. Większość krajów na północy i wschodzie uważa, że ​​jedynym akceptowalnym rozwiązaniem jest pokonanie Rosji raz na zawsze. Kraje południa i zachodu chcą zawieszenia broni i umożliwienia Kremlowi zachowania reputacji niektórych okupowanych terytoriów – oczywiście ze szkodą dla Ukrainy. Hana Shelest, analityk z Odessy, została oklaskiwana przez uczestników konferencji, kiedy surowo powiedziała, że ​​włoskie jezioro Como równie łatwo stało się kartą przetargową.

Widziana z Tallina Ukraina i jej przeznaczenie wydają się bliskie, a nawet nie do zniesienia. Inne kraje wciąż mogą liczyć na zwodnicze – i niebezpieczne – złudzenia.

Autorem komentarza jest Edward Lucas, wiceprezes Centrum Analiz Polityki Europejskiej (CEPA).

Powielanie informacji agencji informacyjnej BNS w mediach i na stronach internetowych bez pisemnej zgody UAB BNS jest zabronione.

Opinia autora niekoniecznie pokrywa się ze stanowiskiem redakcyjnym.

Wybierz firmy i tematy, które Cię interesują – poinformujemy Cię osobistym biuletynem, gdy tylko zostaną wymienione w „Verslo žinios”, „Sodra”, Centrum Rejestracji itp. źródła.

Zelene Stidolphe

"Certyfikowany fan sieci. Przedsiębiorca. Entuzjasta muzyki. Introwertyk. Student. Zły pisarz."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *