B. Ivanovas: czas przyznać, że płoty nas nie obronią – Respublika.lt

– Czechy, Słowacja, Polska i Węgry są członkami Unii Europejskiej, ale w niektórych obszarach działają niezależnie. Czy Bruksela nie może na nich wpłynąć?


– Może i ma wpływ. Dzięki pieniądzom, które dają lub nie dają. Powiedzmy, że niedawno węgierski premier Viktor Orbán rozpoczął oszczerczą kampanię przeciwko szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, ale gdy tylko Węgry otrzymały miliard, wszystkie kampanie się zakończyły.

Wszyscy, jak w przypadku Słowacji, przez której przygraniczne miejscowości przed wyborami odbywał się nielegalny napływ do UE, a skończyło się to zwycięstwem Roberta Fico w wyborach, doskonale wszystko rozumieją, ale każdy gra swoją grę.W grę wchodzą też pieniądze jeśli chodzi o upewnienie się, że wszyscy głosują „poprawnie”.

Z drugiej strony dla Grupy Wyszehradzkiej dobiegają końca czasy rozmów, gdyż Bruksela i cała UE zmierzają w stronę nowego systemu decyzyjnego dotyczącego polityki zagranicznej i kwestii bezpieczeństwa bloku. Wkrótce decyzje w wielu strategicznych obszarach będą podejmowane większością, dzięki czemu kaprysy i ambicje małych państw nie będą już miały znaczenia.

UE wrzuciła „wyższy bieg” i wkracza na ścieżkę federalizacji. Nie boi się wyborów w Holandii ani żadnym innym państwie. Naiwnością byłoby też oczekiwać, że UE zacznie się rozpadać, gdyż nie osiągnęła ona jeszcze apogeum swojego rozwoju, a upadek tej unii jest jeszcze w bardzo odległej perspektywie.

Wycofanie się Wielkiej Brytanii również osiągnęło ten cel. Boris Johnson, oszust, jakiego nie widział żaden polityk, następnie oświadczył, że opuszcza Unię, aby chronić kraj przed imigrantami, a teraz Wielka Brytania zmaga się z napływem migrantów. Kraje europejskie doskonale rozumieją, że jeśli spróbują rozwiązać problem migracji osobno, spotka ich los Brytyjczyków. To także wpłynęło na decyzję elity o wyborze innej strategii – federalizacji. Po wdrożeniu ani Węgrzy, ani Polacy nie będą odgrywać większej roli w procesie decyzyjnym UE.

Rozumieją to również elity polityczne wymienionych krajów, dlatego spieszą się z wykorzystaniem najnowszych możliwości wyciągnięcia kolejnych dywidend. Ze strategicznego punktu widzenia nikomu to nie pomoże, ale zaszkodzi też naszym nerwom. Co więcej, takie gry przywódców państw Europy Wschodniej pozwalają naszym przywódcom zachowywać się tak, jak to robili ostatnio, co nie jest dobre.

– Premier Węgier V. Orban nigdy nie ukrywał swojej niechęci do Kijowa i miłości do Moskwy. Odmienne stanowisko zajmuje prezydent kraju Katalina Nowak. Jak sobie poradzą?

– V. Orbana cechuje miłość do siebie i do pieniędzy, dlatego realizując te „miłości” nie wybiera metod. Powiedziałbym, że to niemiły dla nikogo socjopata, którego głównym celem jest pozostanie V. Orbana można też uznać za jedną z najlepszych inwestycji rosyjskich oligarchów ostatnich 20 lat, która służy do dziś prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi zamianę na tanie surowce energetyczne.

V. Orbán rozumie jednak, że w razie potrzeby wiatr może wiać także w stronę Brukseli. Poza tym Węgry to demokracja i istnieją procesy takie jak wybory, podczas których ludzie mają możliwość powiedzenia, co myślą o tej czy innej postaci, więc myślę, że węgierski premier nie śpi zbyt dobrze.

A jeśli chodzi o jej relacje z prezydentem, pieniądze mogą z łatwością zjednoczyć ich wszystkich. Węgry i ja jesteśmy pod pewnymi względami podobni. Załóżmy, że tak samo jak tutaj społeczeństwo jako podmiot jest upośledzone i nie uczestniczy w mechanizmach kontroli rządu. Ludzie po prostu zbierają się w lokalach wyborczych o wyznaczonej godzinie, oddają głos i tyle.

W takich warunkach uzurpacja władzy jest nieunikniona. Tyran może być jeden, jak w przypadku Węgrów, lub, jak w naszym przypadku, może powstać zbiorowa tyrania nomenklatury o różnych twarzach, ale to nie zmienia istoty. Nomenklatura kontroluje wszystko: bezpieczeństwo, finanse itp. A to prowadzi do korupcji, rosnącego wykluczenia społecznego i innych schorzeń. To dlatego, że Węgry są większe, inna jest skala tego zła, ale nie jego istota.

– Po bliższym przyjrzeniu się, Polacy jednostronnie przedłużyli zakaz importu ukraińskiego zboża i obecnie blokują szlaki transportu z Ukrainy.

– To są wyłącznie kwestie ekonomiczne. Były i będą pytania związane ze zbożami i innymi kwestiami gospodarczymi, ponieważ dotyczą one zasobów krajów i ich budżetów.

Jednocześnie wszystkie podstawowe kwestie strategiczne zostały już dawno rozwiązane. Dzięki staraniom Polaków duchy przeszłości są bezpiecznie „zamknięte w szafach” i jeszcze długo nie wyjdą. Polacy rozumieją, że nie ma znaczenia, kto jest u władzy, ale jedynym sposobem na przeciwstawienie się dużym państwom UE – Niemcom i Francji i pohamowanie ich apetytów – jest sojusz z Ukraińcami.

Warszawa zrobi wszystko, aby stać się centrum władzy, ale opcji jest niewiele: kraje bałtyckie lub Ukraina. Mówiąc dokładniej, jesteśmy w stanie w większym stopniu odgrywać rolę geopolityczną i dekoracyjną, a prawdziwy potencjał mają tylko Ukraińcy.

Ponadto, oceniając obecne stosunki polsko-ukraińskie, sugeruję nie wyciągać pochopnych wniosków, gdyż w przestrzeni publicznej krąży wiele dezinformacji.

– Jak możemy ocenić ogólną sytuację w Europie Wschodniej?

– Nieuchronnie czeka nas ogromny wstrząs. To nie ja to wymyśliłem, ale mój dziadek Georg Wilhelm Friedrich Hegel. Rosja, nasz „cudowny sąsiad”, niezależnie od tego, jak rozwinie się sytuacja wojenna i relacje z Zachodem, jest skazana na upadek. Upadnie od wewnątrz, ponieważ władza kraju, oceniana zarówno przez pryzmat polityczny, jak i moralny, ulegnie degradacji. Coś podobnego można było zaobserwować w przypadku upadku słonecznego imperium Habsburgów.

Przewiduję, że ponownie wybuchnie wojna domowa, a być może nawet z użyciem broni nuklearnej. Wschodnie regiony kraju i Kaukaz się zbroją, Kaliningrad czeka na swoją „szansę”, Chiny otwarcie drukują mapy, na których wiele rosyjskich terytoriów jest przedstawianych jako chińskie. Myślę, że w przyszłości będziemy świadkami strasznych doświadczeń w sąsiednim kraju. przez następne dziesięć lat, nawet jeśli pierwsze procesy już się rozpoczęły.

Zaatakują także Białoruś, która również stanie się strefą działań wojennych. Skala konsekwencji dla Litwy będzie zależała od tego, na ile uda nam się wówczas przygotować i zadbać o pewne istotne rzeczy.

– Co zadecydowało o dzisiejszych wydarzeniach?

– Historia. Zachodzące procesy są naturalne. Był czas, kiedy ta historia była obecna, ale kiedy nadszedł rok 2014 lub 2023, „zapaliła się” ponownie. To jak dżin, którego raz wyjętego z butelki nie można już włożyć z powrotem. Kiedy historia zaczyna działać, osoba musi po prostu kupić popcorn i zobaczyć, dokąd się uda. Wszystko się zmieni. Widzimy, że nadchodzi burza.

– Powiedziałeś, że o sytuacji Litwy zadecyduje gotowość. Co miałeś na myśli?

– Przygotowanie do ewentualnej okupacji lub stania się przyczółkiem wojennym, czym stał się Donbas. Jedynym sposobem uniknięcia ciężkich strat jest rozmieszczenie w naszym kraju jak największej liczby sił sojuszniczych. Jeśli będziemy mieli wystarczającą ilość sprzętu wojskowego i obrony powietrznej, zanim burza osiągnie szczyt, możemy być drugim Berlinem Zachodnim. W przeciwnym razie będziemy żyć w mrocznych czasach.

Wymaga to poważnych przygotowań, a ogrodzenia i inne zabezpieczenia budowane przez obecny rząd są sposobem na wyłudzenie pieniędzy i stworzenie fałszywego poczucia bezpieczeństwa. Żydzi odizolowali się od Palestyńczyków i czuli się bezpieczni, ale ogrodzenie nie sprzyjało im.

Niestety, to właśnie te projekty interesują polityków, bo ludzie mogą zobaczyć płoty czy rowy z krokodylami, a procesy polityczne czy integracyjne mogą nie zostać zauważone. Wyborcy, zarówno na Litwie, jak i w innych krajach, mogą ich nawet nie rozumieć, dlatego politycy nadużywają swojego stanowiska i naśladują pracę, budując płoty.

Aby zapewnić bezpieczeństwo Litwy, już dziś potrzebujemy sił uderzeniowych. Nie dlatego, że w kraju nie ma pieniędzy, ale dlatego, że te pieniądze są ciągle kradzione. Korupcja systemowa jest tak zaawansowana, że ​​miliony ludzi są spuszczane w toalecie i wydają trzy razy więcej na broń, niż kosztowałoby rozmieszczenie sojuszników.

Podsumowując sytuację, zmiany na pewno nadejdą, ale jak sobie z nimi poradzimy – jako przedmioty czy podmioty? Chciałbym być bohaterem, ale to wymaga potężnego parasola. Zwłaszcza, że ​​Litwy nie możemy sprowadzić do Australii. Z drugiej strony Chiny by tam poczekały, więc zasadniczo nic by się nie zmieniło. Oznacza to, że musisz zacząć o siebie dbać. A przede wszystkim przyznać, że nie możemy zapewnić sobie bezpieczeństwa jak Szwajcaria. Nie możemy stać się zamkiem nie do zdobycia, nie zainwestowaliśmy w naszą armię, więc teraz musimy zrobić wszystko, aby sojusznicy nie tylko nie odwrócili się od nas, ale także podzielili się swoimi możliwościami.

Aiken Duartep

"Namiętny zwolennik alkoholu. Przez całe życie ninja bekonu. Certyfikowany entuzjasta muzyki. Fanatyk sieci. Odkrywca. Nieuleczalny praktyk twittera."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *