Arūnas Milasius. Kiedy Ukraina wygra, nasze gospodarstwa będą musiały walczyć o przetrwanie

Dobra wiadomość jest taka, że ​​Ukraina wygra, druga dobra wiadomość jest taka, że ​​świat się zmieni. To jest złe – my też musimy się zmienić, inaczej zostaniemy w tyle w tym świecie dobrobytu.

Pieniądze opuszczą nasz kraj i będziemy mieć tylko problemy. Nic nowego. Tym bardziej, że recesja została już oficjalnie ogłoszona i możliwy jest początek kryzysu. O tym, jaka jest nasza przyszłość i jakim planem będziemy się kierować, gdy wyjdziemy z dołka, tylko leniwi i minister gospodarki i innowacji nie powiedzieli nic. Kiedy jesteśmy już w drodze w kosmos, to chyba nie jest dobry pomysł, aby mówić o rzeczach nieistotnych.

Jednak tym razem nie o to chodzi, a o Ukrainę, której zwycięstwo, miejmy nadzieję, wkrótce będziemy świętować. To jest bardzo dobre. A z kwestiami ekonomicznymi musimy sobie radzić sami, bo Ukraina nie jest naszym wrogiem. Potrafi być świetną partnerką, tylko że za kilka lat musimy rozwiązać problemy, które odkładaliśmy przez dziesięciolecia. Albo skorzystamy z tej okazji, albo będziemy dalej płakać w kącie i patrzeć, jak Polacy, Bułgarzy i wszyscy inni, którzy nie są leniwi, bogacą się.

Jak donosi ELTA, w sporze o tanie zboża z Ukrainy Komisja Europejska pod naciskiem kilku krajów UE ograniczyła import niektórych ukraińskich produktów. Do 5 czerwca Bułgaria, Polska, Węgry, Rumunia i Słowacja nie będą mogły swobodnie wymieniać ukraińskiej pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika – poinformowała we wtorek wieczorem Komisja Europejska. Produkcja ta może jednak nadal być transportowana przez wymienione kraje, na przykład do innych krajów UE.

UE przeznaczyła już 100 mln. Wsparcie w euro dla rolników w krajach ościennych cierpiących z powodu taniego ukraińskiego zboża.

Nie można winić za to wyłącznie wojny. Jeszcze wcześniej europejscy rolnicy mieli problemy, ponieważ nie mogli konkurować z ukraińskimi jajkami i drobiem.

Teraz sytuacja diametralnie się zmienia – nieuchronnie napłyną tam ogromne zachodnie inwestycje, a kiedy zachodnie maszyny rolnicze wyposażone w najnowsze technologie trafią na najlepszą glebę świata, nasze gospodarstwa produkujące wyłącznie surowce nie będą już zbyteczne. Nie będziemy w stanie konkurować z Ukraińcami tanimi surowcami energetycznymi – nawet w czasie wojny eksportują prąd, bo mają dość elektrowni atomowych, których najwyraźniej nie zastąpią elektrowniami słonecznymi i wiatrowymi.

To, z czym przyjdzie nam się zmierzyć, krótko opisuje prezes Litewskiego Związku Producentów Zboża Aušrys Macijauskas, który sam kilkakrotnie odwiedzał Ukrainę i kontaktował się z miejscowymi rolnikami:

„Są duże gospodarstwa od 5 do 10 tys. haha ​​rozmawiałem ze zwykłymi rolnikami, nominują ich jako najbardziej optymalne gospodarstwa. Te większe są już trudne w utrzymaniu. Ziemia nie została sprzedana do dziś. rozdany byłym mieszkańcom kołchozu, ale nie został zwrócony.Mężczyzna wiedział tylko, że na obszarze kilku tysięcy hektarów jest jego działka, ale nie wiedział gdzie.

Kiedy powiedzieliśmy im, że nasza własność ziemi jest ograniczona do 500 ha, byli zaskoczeni. Tam gospodarstwo wielkości naszego trzyhektarowego gospodarstwa nie jest uważane za rolnika. Zwykle jedna osoba ma pracę, a potem dba o swoje kilkaset hektarów. Prawdziwy rolnik, żyjący z tego, zarządza od 3 tys. ha ha

Pod względem wydajności praktycznie nie używają nawozów i omłotu w zależności od ilości opadów. W ten sposób rośnie 5 ton pszenicy. Dzięki zastosowaniu nowych technologii łatwo zwiększyć tę ilość do 10-12 ton.”

Nasze dalsze kroki są bardzo jasne. Najpierw – czynna inwazja naszego korpusu dyplomatycznego na Warszawę. Tak, nie do stolicy Tajwanu czy Brukseli, ale właśnie do stolicy Polski, żebyśmy położyli tory kolejowe i przez ten kraj pociągi z Ukrainy jechały do ​​dusznego portu Kłajpedy. Nie tylko ze zbożami. Towarów jest wiele i są różnorodne, a nawet niepraktyczne rozwiązanie logistyczne, jeśli są to tanie produkty (zboża, które są transportowane z Ukrainy w celu sprzedaży w Afryce), mogą doskonale nadawać się na inne towary. Morze Czarne prawdopodobnie jeszcze przez długi czas będzie dość skomplikowanym zbiornikiem wodnym.

Celem jest samodzielne wydostanie się z logistycznej próżni.

Kolejne proste pytanie z bardzo prostą odpowiedzią, znaną od dziesięcioleci: gdzie umieścić surowce – półprodukty mleczne i zbożowe, bo nie mamy już nic do zaoferowania światowym rynkom. Nie opracowaliśmy jeszcze „prawdziwych” produktów o wysokiej wartości dodanej. Prawdopodobnie nie stworzymy fabryk na miarę „Danone”, które sprzedawałyby jogurty po szczególnie wysokich cenach, ale z państwowymi dotacjami (nie bądźmy naiwni, że międzynarodowe koncerny wyskakują z miłości do bylin murawowych z Litwy, gdzie nagietki) możemy przyciągnąć kolejnego wielkiego przetwórcę – międzynarodową firmę z wyraźnymi rynkami.

Tak samo jest z firmami zajmującymi się przetwórstwem zboża. Ich projekty budowlane są liczne, co jest zachęcające. Jeśli kryzys nie zniszczy tych startupów, będą perspektywy nie tylko eksportu zbóż, ale i załadunku znacznie ciekawszych produktów na statki.

Jeśli zauważyliście – ani słowa o współpracy. Spółdzielnie rolnicze są dobre i trzeba im pogratulować, ale to jest nasz wewnętrzny problem. Struktura naszej pierwotnej produkcji rolnej jest taka, że ​​spółdzielnie nie uratują się bez fabryk działających na rynkach międzynarodowych. Nie jesteśmy Niemcami ani Polakami, z których większość pracuje na lokalnym rynku i może polegać na lojalnych lokalnych konsumentach i starać się zapobiegać zagranicznym producentom za pomocą legalnych i nielegalnych środków. Jesteśmy tymi zagranicznymi przemysłowcami, którymi wszyscy trzęsą się jak diabeł na krzyżu i trzeba to zrozumieć.

Poza tym nigdy nie będziemy produkować po tej samej cenie co Ukraińcy czy Brazylijczycy, gdzie energia jest tania, klimat sprzyja, a rolnicy tylko czytają informacje o super-mega-surowych wymaganiach środowiskowych i dobrostanie zwierząt na portalach informacyjnych , w dziale „aktualności”. To nie jest ani dobre, ani złe. Po prostu ich koszt jest znacznie niższy i żaden robot nie pozwoli nam nadrobić tej różnicy.

Jak wspomniałem, na razie jedynym wyjściem jest aktywacja własnego mózgu. Mianowicie własnego, a nie polegania na zagranicznych konsultantach i nie czekania na wnioski nowo przygotowanej sztucznej inteligencji. W przeciwnym razie zmiany będą szybkie i bardzo nieprzyjemne.

Kto nie wierzy – porównaj ceny zboża dziś i rok temu.

Autor na Facebooku.

Brinley Hamptone

„Myśliciel. Miłośnik piwa. Miłośnik telewizji. Zombie geek. Żywności ninja. Nieprzejednany gracz. Analityk.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *