W miniony piątek wieczorem, około godz. Przez 20 minut spokojnie szedłem przez skrzyżowanie ulic Kalvarijiu, Kareivių i Oz, kiedy było zielone światło. I nagle poczułem mocne uderzenie w plecy i po chwili znalazłem się na asfalcie. Potrącił mnie skuter jadący po przejściu dla pieszych.
Najbardziej w tej sytuacji uderzyła mnie obojętność ludzi, nikt nawet się nie zatrzymał i nie podał ręki, nie pomógł wstać. Kiedy sam wstałem, zobaczyłem przede mną młodą dziewczynę, która po prostu stała i patrzyła na mnie. Ani „przepraszam”, ani „może potrzebuję pomocy” – po prostu dziwnie na mnie spojrzała, stanęła na skuterze i spokojnie paliła dalej.
Postanowiłem nie zgłaszać tego na policję, bo uszło mi to na sucho tylko z drobnymi otarciami na kolanach oraz podartymi i zabrudzonymi spodniami. I wszystko mogłoby się skończyć dużo smutniej, gdybym np. uderzył głową w sąsiedni chodnik.
Powstaje pytanie retoryczne – ile jeszcze osób musi zostać rannych, aby podjąć działania i wprowadzić ograniczenia dla hulajnóg? ! Może zwykli piesi powinni zacząć chodzić w kaskach i innych zabezpieczeniach przed kontuzjami? Dlaczego można nimi jeździć wszędzie i do kogo chcą, bez znajomości zasad KET? A zwłaszcza dla nieletnich, którzy zachowują się bardzo nieodpowiedzialnie.
Mam nadzieję, że wkrótce porządek wreszcie zostanie przywrócony i że wychodzący piesi nie będą musieli obawiać się o swoje życie. Moim zdaniem na te pojazdy naprawdę nie ma miejsca w mieście, zwłaszcza tam, gdzie chodzą piesi.
„Namiętny zwolennik alkoholu. Przez całe życie ninja bekonu. Certyfikowany entuzjasta muzyki. Fanatyk sieci. Odkrywca. Nieuleczalny praktyk twittera.”