Pisarka B. Bellová: Jestem jak guz na ciele czeskiej literatury

w 2020 roku wydana powieść to surrealistyczna opowieść o rybackiej wiosce położonej w pobliżu zanieczyszczonego i wyczerpującego się jeziora. Tutaj mężczyźni piją wódkę, kobiety posłusznie im służą, a dzieci drapią swędzącą egzemę, aż wszystkich ogarnia duch jeziora. Dorastając w tak surowym świecie, Namis, chłopiec, wyrusza w podróż, aby dowiedzieć się, gdzie zniknęła jego matka. Choć praca nie wskazuje dokładnego miejsca i czasu, można dopatrzyć się aluzji do konkretnego wydarzenia – katastrofy wyschnięcia Jeziora Aralskiego.

Rozmowa z B. Bellovą dotyczy współczesnej literatury czeskiej, książek żyjących w oderwaniu od pisarzy i tworzących inspirującą intuicję.

– Czy odwiedzasz Litwę po raz pierwszy? Dlaczego przyjechałeś na Tydzień Literatury w Kownie?

– Tak, pierwszy raz odwiedziłem Litwę. W wolnych chwilach spacerowałem po centrum Kowna i Starówce, jeździłem kolejką linową. W rzeczywistości Litwa i Czechy mają podobną historię. Dziś dowiedziałem się, że w Kownie w czasach sowieckich także młody człowiek podpalił się w proteście przeciwko reżimowi okupacyjnemu, jak np. w 1969 r. Jan Palach w Czechosłowacji. Myślałem, że nasze kraje są podobne także w tym, że w czasie II wojny światowej byliśmy otoczeni z jednej strony przez Niemcy, az drugiej przez Rosję Sowiecką. Tak więc cierpieliśmy z powodu obu reżimów.

Najważniejsze dla mnie jest napisanie dobrego tekstu, a to, co stanie się po wydaniu książki, nie ma już znaczenia.

Na Litwę miałem przyjechać w 2020 roku, kiedy ukazała się moja książka „Jezioro”. Planowałem go tutaj zaprezentować, ale zaczęła się pandemia. Więc w końcu przyjechałem po trzech latach. Wraz z innym czeskim pisarzem Vratislavem Kadlcem rozmawialiśmy o bieżącym życiu literackim w Czechach podczas Kowieńskiego Tygodnia Literatury.

– Twoja pierwsza książka „Rzymski sentymentalizm”, wydana w 2009 roku, opowiada o wyzwaniach dorastania w kontekście upadku reżimu komunistycznego. Sam dorastałeś w byłej Czechosłowacji. Ile własnych doświadczeń umieściłeś w tej książce?

– Nie powiedziałbym, że w moich książkach jest dużo osobistych doświadczeń czy doświadczeń. Z drugiej strony w pewnym sensie tego doświadczyłem, bo oglądałem i słyszałem historie ludzi, którzy cierpieli pod rządami komunistów. Osobiście bardzo interesuje mnie fakt, że niektórzy żyjący wówczas ludzie szukali kompromisów, podczas gdy inni żyli kierując się moralnością i intymnymi przekonaniami. Jednak drogo ich to kosztowało – byli prześladowani, a nawet więzieni.

– Twoja powieść „Jezioro” jest najbardziej znana na Litwie, co przyniosło jej międzynarodowe uznanie. Książka opisuje przygnębioną wioskę rybacką na skraju zanieczyszczonego i wyczerpanego jeziora. Czy możesz powiedzieć nam więcej o ukrytych wiadomościach w książce? Być może jest to krytyka luźnego stosunku ludzi do problemów natury? Niektórzy czytelnicy uważają, że surowy świat, w którym dorasta bohater książki, Namis, jest aluzją do Związku Radzieckiego.

– W książce jest wiele archetypów, a zadaniem czytelnika jest ich odnalezienie. W rzeczywistości symbole w książce zależą od tego, jak czytelnik je zinterpretuje. Nie ukrywałem specjalnie żadnych archetypów i symboli w książce, pracowałem nad nimi nieświadomie. Kiedy przeczytałeś wiele książek i usłyszałeś wiele historii w swoim życiu, symbole pojawiają się w twojej pracy, a ty nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Myślę, że w książce kilka powtarzających się postaci jest dość oczywistych. Na przykład stara kobieta lub urzędnik państwowy są prototypami pewnych archetypów w społeczeństwie. Inne symbole są mniej oczywiste, bardziej subtelne.

Jeśli czytelnicy myślą, że wioska rybacka jest aluzją do Związku Radzieckiego, być może tak jest. Wszystko zależy od czytelnika. Zauważyłem, że to zestawienie jest częstsze w krajach byłego bloku socjalistycznego. Jeśli czytelnik mieszka we wschodniej Europie, porównuje codzienność opisywanej wsi z własnym doświadczeniem – okupacją, uciskiem, brutalną siłą, która zmusza do życia w sposób, którego byś nie wybrał.

– Na Litwie bardzo dobrze znamy klasyków czeskiej literatury: Jaroslava Haška, Milana Kunderę. Jak wygląda współczesna literatura czeska?

– Nie jestem literaturoznawcą, więc mogę tylko krótko przedstawić aktualną współczesną literaturę czeską. Dziś w Czechach królują pisarki-kobiety. To właśnie ich książki są obecnie najczęściej czytane i najczęściej omawiane. Tematy pisane i omawiane w kręgach literackich obejmują historię, Holokaust i koniec rządów komunistycznych. Tematy te zawsze interesują czytelników. Popularne jest czytanie i pisanie o problemach rodzinnych i traumie rodzinnej. Najlepiej sprzedającymi się i najczęściej tłumaczonymi autorkami są Kateřina Tučková i Alena Mornštajnová.

– Jak widzisz siebie w kontekście współczesnej literatury czeskiej?

– Gdybym miał siebie opisać, powiedziałbym, że jestem jak guz na ciele czeskiej literatury. Nie sądzę, żebym miał wiele wspólnego ze współczesną czeską sceną literacką. Nie podążam za trendami, opowiadam historie. Często piszę intuicyjnie. Sam nie wybieram tematów moich książek, nie wiem, co się tam wydarzy, po prostu opowiadam historie. Prowadzą mnie, a ja wszystko zapisuję. Nawet nie wiem dokładnie, jak to działa. Po prostu lubię obserwować i analizować ludzi, wydarzenia wokół mnie. Czasami widzę coś ciekawego i stwierdzam, że muszę o tym napisać.

– Dobra praca tłumacza jest niezwykle ważna dla książki. Sam jesteś tłumaczem – czy jesteś wrażliwy na tłumaczenia swojej książki? Może komunikujesz się częściej niż zwykle ze swoimi tłumaczami książek?

– Tak, jestem tłumaczem, ale sam nie tłumaczę literatury, tłumaczę ogłoszenia z angielskiego. Nigdy nie chciałem tłumaczyć książek, bo to niezwykle trudna i słabo płatna praca. Mam już kreatywne hobby – pisanie, więc nie chcę tracić czasu na tłumaczenie książek. Nie sądzę, żebym długo pracował jako tłumacz, zauważam, że zapotrzebowanie na tych specjalistów maleje – prawdopodobnie z powodu tłumaczenia maszynowego. Może tłumacze literatury mają trochę więcej czasu na przygotowanie się, zanim komputery przejmą też ich pracę. W przyszłości praca autorów książek prawdopodobnie zostanie przejęta przez sztuczną inteligencję. Oczywiście nie oznacza to, że nie będzie większego zapotrzebowania na pisarzy, którzy potrafią opowiadać świetne historie. Zresztą na razie AI to tylko program językowy, niezdolny do generowania emocji. Dla dobrego pisarza emocje są bardzo ważne.

Jeśli chodzi o tłumaczenie moich książek, mam do czynienia z dwoma rodzajami tłumaczy. Pierwszy rodzaj tłumacza tłumaczy książkę, wysyła ją do wydawcy, a książka zostaje opublikowana bez mojej wiedzy. Później otrzymuję kopię od wydawcy i dowiaduję się, że książka została przetłumaczona. Zdecydowanie bardziej podoba mi się drugi typ tłumacza. Są tłumaczami, którzy zadają ci pytania. Więc wiesz, że zależy im na głębszym znaczeniu książki. Ci tłumacze starają się tłumaczyć jak najlepiej, aby jak najwierniej opowiedzieć Twoją historię w innym języku. Piszą do mnie długie listy i zadają mnóstwo pytań. Często zaprzyjaźniamy się z takimi tłumaczami, nawiązuje się bardzo bliska relacja. Najbliższą przyjaźń mam z tłumaczami moich książek z Włoch, Polski, Bułgarii i Stanów Zjednoczonych. Zawsze utrzymujemy kontakt, spotykamy się, jeśli odwiedzamy się nawzajem w kraju.

– Jakie opinie na temat swoich książek otrzymujesz od czytelników w różnych krajach? Wspomniałeś, że kraje Europy Wschodniej widzą w twoich książkach nieco inne symbole i znaczenia niż mieszkańcy Zachodu.

– Jak wspomniałem, symbole, które czytelnicy odnajdują w moich książkach, zależą od ważnego i aktualnego tematu w danym kraju. Jednak są też tematy uniwersalne. The Lake to historia młodego człowieka, który dorasta, dojrzewa – myślę, że każdy może się z nią utożsamić. Tak naprawdę mogę wam powiedzieć tylko to, co mówią mi ludzie, których spotykam w tych krajach. Sama nie czytam recenzji moich książek w językach obcych, bo ich nie rozumiem. Dwukrotnie odwiedziłem Japonię, udzieliłem wywiadu gazecie, której dzienny nakład wynosi 500 000 egzemplarzy. obieg kopii dla dziennikarza. Nie wiem, czy ktoś przeczytał ten wywiad lub przeczytał książkę, co o tym sądził.

Kiedy się nad tym zastanowić, wydaje się to interesujące – piszesz książkę, zlecasz jej tłumaczenie, a potem ta książka zaczyna żyć własnym życiem, a ty nic o niej nie wiesz. Z innymi językami europejskimi jest łatwiej, bo przynajmniej potrafię przewidzieć znaczenie niektórych słów. Jednak zupełnie nie rozumiem litewskiego (śmiech). Dla mnie najważniejsze jest napisanie dobrego tekstu, a to, co stanie się po wydaniu książki, nie ma już znaczenia. Jeśli książka porusza, wywołuje emocje w czytelniku, czuję, że wykonałem swoją pracę. Fajnie byłoby zarabiać na życie pisaniem książek, ale jeszcze się to nie stało. Może pewnego dnia tak się stanie.


Becket Edwardsone

„Ewangelista kulinarny. Miłośnik podróży. Namiętny gracz. Certyfikowany pisarz. Fan popkultury”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *